Mój gust wnętrzarski ostatnio mocno ewoluował i po wieloletniej fascynacji ciepłymi, przytulnymi wnętrzami w stylu prowansalskim czy angielskim przeszedł mocno w stronie surowizn i klimatów postindustrialnych. Zmęczył mnie już chyba ten designerski romantyzm i zagracenie, ciasne klitki i mnóstwo ścianek działowych... coś, co najbardziej teraz mi się podoba, to przestrzeń. Maksymalnie duża, niezmącona bezsensownymi ścianami, z ogromnymi oknami i wysokim sufitem. Moje mieszkanie marzeń, to loft, i chociaż mnóstwo osób słysząc to puka się w czoło, ja mam to gdzieś. (Dla niezorientowanych - lofty to mieszkania urządzone w budynkach poprzemysłowych - fabrykach, magazynach, itp. Bardzo duże, często z wysokimi, surowymi, "fabrycznymi" sufitami, widocznymi instalacjami, żeliwnymi schodkami i oknami mierzącymi kilka metrów; zazwyczaj bez ścian działowych, z drewnianymi wspornikami i gąszczem metalowych rur pod sufitem.) Gdybym tylko mogła chętnie podjęłabym się zadania "okiełznania" takiego wnętrza. Chciałabym mieć jedynie sypialnie na antresoli i oddzieloną, dużą łazienkę, cała reszta stanowiłaby otwartą przestrzeń. Ogólnie zauważyłam, że mam ogromną słabość do czerwonej cegły, można świetnie ocieplić ją odpowiednim światłem, kolorami i tkaninami. Marzy mi się taki loft, najchętniej na SoHo w NY (wiadomo
), w którym bezkarnie gromadziłabym książki i obrazy, pisała, pisała, pisała, piła kawę i zapraszała przyjaciół... ach.
Dobra, koniec gadania, pora na garstkę inspiracji. Przepiękne zdjęcia, mogłabym siedzieć i patrzeć na nie godzinami...
_________________
Później luki w pamięci, zapatrzenia w okno -
tam mała dziewczynka w bloku naprzeciwko
uśmiecha się z żyletką pomiędzy zębami.
Myślę o jej chłodnych pocałunkach.
fire, walk with me...