Zauważyłam, że obecnie do łask wracają aksamitki i inne ozdoby na szyję.
Muszę przyznać, że nieco mnie to poruszyło przez wzgląd na moje upodobania żywione od najwcześniejszych lat...
Czuję, że wszystko spowszechniało wraz ze mną.
Pierwsza lepsza założy na szyję i to mnie dręczy. Już nie jestem unikatowa w tym względzie.
Peszę się, kiedy zakładam taka aksamitkę do sukienki, bo to tak, jakbym dała się ponieść panującej modzie.
Lata temu nikt nie wpadłby na to, że można wyglądać w niej cholernie wyrafinowanie.
Dziś, odpindrzy się taka pokraka, chodząca na co dzień w adidasach do szkoły, przez co sama ozdoba traci dla mnie na swej wartości.
Nie wiem, czy to do końca rozumiecie, ale mam ściśnięte gardło, gdy przechadzam się po sklepie i dostrzegam obróżkę z kółeczkiem, rodem z sadomasochistycznych praktyk, która wpada w ręce jakiejś laluni.
To powinno iść w parze z klasą.
A większość jest jej pozbawiona.
_________________
W miękkim futrze kota