Może nie o mnie, ale mi się przypomniało, jak sobie jechaliśmy samochodem i moja mama opowiadała o naszym kuzynie J.
Ja mówię do niej tak: Dosiadł się J do naszego stolika, i cały czas nam polewał, i trochę po czasie byliśmy wszyscy pijani.
A ona coś takiego: Do naszego stolika też się dosiadł już na końcu i łzy mu zaczęły lecieć po policzkach.
A ja się pytam: Mamo, ale czemu on płakał?!
A ona: To nie on, to wódka płakała.
Ilekroć to sobie przypominam to śmiać mi się chce.
Później, mój kolega przeczytał podobno napis: Najlepszy Ruchmistrz w mieście.
A moja koleżanka odparła z wielką wrogością: chyba rochmistrz!
A ja na to: jest taki łamaniec językowy Poczmistrz z Tczewa, rotmistrz z Czchowa. (I wszyscy zaczęli to powtarzać)
Moja mam podsumowała to w ten sposób: wszyscy jeszcze pijaniusieńcy, to znak, że należy wracać już do domu.
_________________
W miękkim futrze kota