Po dogłębnej obserwacji tego systemu szambiarskiego zwanego MEN-em jasno trzeba stwierdzić, że jedyne reformacje jakie się dokonuje w systemie oświaty są na niekorzyść ucznia.
Najbardziej cieszę się z tego, że zostało mi tylko 48 dni do końca szkoły średniej.
Szkoła praktycznie nie nauczyła mnie niczego. Gdybym był o kilka lat młodszy, to na bank prosiłbym rodziców o napisanie podania do szkoły o nauczanie indywidualne. I nie dlatego, że mam problemy z nauką. Wprost przeciwnie - na koniec 2 kl. LO miałem średnią 4,4 a teraz w I poł. klasy maturalnej - 4,0. Bynajmniej w moim odczuciu szkoła nie traktuje uczniów jak ludzi, tylko jak roboty, które mogą pracować 24 godz. na dobę od poniedziałku do piątku. Liczy się tylko program nauczania, a czy ten program ma jakąkolwiek "przydatność życiową" dla ucznia to nie ma kompletnie żadnego znaczenia.
Ważne by tylko wpoić uczniowi to co jest w programie - a czy to są istotne rzeczy, czy kompletne bzdury to jest nieważne. Szkoła nie powinna polegać tylko na tym, że wbić uczniowi regułki(za przeproszeniem) do łba i to wszystko. Co roku mamy ten sam problem - klasa maturalna ledwo zdąża z programem, niekiedy nie zostaje nawet czasu na powtórki. A co było rok i 2 lata temu? Fizyka, na której 3/4 klasy spało, chemia, z której raptem 5 osób na 29 w miarę rozumiało tematy.
Atmosfera na takich lekcjach była po prostu zła - nauczyciele wkurzeni, że 3/4 klasy nie rozumie poszczególnych tematów, uczniowie wkurzeni, że muszą się uczyć z przedmiotów, które w ogóle ich nie interesują.
Zamiast takich nudnych i bezsensownych lekcji można byłoby poszerzyć program przedmiotów, które ma się na poszczególnych profilach, wiele w ten sposób zyskując, chociażby wyższy % z np. tak jak u mnie, przedmiotów humanistycznych.
Szkoda tylko, że w MEN-ie mamy bandę półgłówków, która dobro uczniów ma głęboko w d...