chciałabym żeby osoby które znają dobrze angielski oceniały moje prace(tłumaczenia), a ktoś kto nie zna języka - może napisać czy piszę płynnie, a nie teksty w stylu 'kali chcieć jeść', 'napój był wypity', etc. ^^
a i nie bijcie mnie, mam 12 lat dopiero, więc myślę że i tak dobrze sobie radzę z angielskim jak na ten wiek. xD to po prostu moja pasja i tłumaczenie sprawia mi przyjemność ;] oczywiście zawsze będę podawała źródła z których tłumaczę.i nie ukrywam że prawie zawsze będą to fanficki jakichś książek, gdyż po prostu nie mam innych źródeł i pomysłów. no i póki co łatwiej mi tłumaczyć rzeczy o których mam pojęcie - np. w tłumaczeinu drugim są wyrazy typu High Lord, co wcale nie oznacza Wysoki Władca, ale Wielki Mistrz. xd
źródło.
Dorrien mógł zobaczyć wspaniałe budynki Gildii, gdy jego koń przejechał ostatni zakręt. Przed nim wznosiły się bramy Gildii. Zobaczył swojego ojca stojącego tam by go powitać, i to sprawiło że musiał się uśmiechnąć.
- Dorrien - powiedział i uśmiechnął się - w końcu. Tęskniłem za tobą, synu.
- Ja za tobą też. - Dorrien zeskoczył ze swojego konia i uścisnął krótko Rothena. Wydawał się być szczęśliwy; zmizerniały, ale szczęśliwy.
- Jak się miewasz? - zapytał Dorrien, idąc u boku Rothena ku mieszkaniom magów.
- Dobrze - odpowiedział - a ty? Nie widziałem cię od... 10 lat. Co robiłeś przez ten czas?
- Było mnóstwo roboty - odparł Dorrien - Przybyłbym wcześniej, ale nie chciałem opuścić mojej wioski.
- Jesteś głodny? Spragniony? - zapytał Rothen, gdy przybyli do jego mieszkania.
- Nie, dziękuję. - odpowiedział.
Był żądny porozmawiania o Sonei. Nie widział jej przez 10 lat i chciał ją zobaczyć, by sprawdzić, czy wszystko u niej dobrze. Kiedy wspomniał o niej, uśmiech Rothena stał się wymuszony.
- Wszystko w porządku. Rozmawiałem z nią wczoraj i jest doskonale szczęśliwa. Nie widzę powodu, żebyś powinien odwiedzić ją właśnie teraz. Dlaczego nie poczekasz do jutra, kiedy Administrator i inni Wielcy Magowie przybędą by cię powitać?
Dorrien wzruszył ramionami. "W porządku." Nie chciał przyciągnąć uwagi ojca do swoich palących pytań, od kiedy pragnął dowiedzieć się, jak się ma Sonea. Słyszał że stała się znakomitą Uzdrowicielką i pracowała w slumsach by pomagać biedniejszym ludziom. Dorrien podziwiał ją za to, za chęć wrócenia w taką nędzę, zaniedbując inne dzielnice miasta.
Następnego ranka Dorrien przyłapał się siedzącego na ławce i pozwalającego słońcu błyszczeć na jego twarzy. Nie miał szansy na porozmawianie z Soneą wczoraj, więc pragnął zobaczyć ją dziś. Rothen powiedział swojemu synowi, że zwykle chodzi do miasta wcześnie rano, a więc Dorrien zdecydował złapać ją przed jej wyjściem.
Wszystkim, co mógł teraz zobaczyć, było kilkoro nowicjuszy śpieszących się na Uniwersytet i paru magów cieszących się słońcem tak jak on. Lecz nagle usłyszał dziecięcy głos, piszczący: "Za ile lat też będę mogła tu przychodzić?"
Dorrien uśmiechnął się, wyobrażając sobie małe dziecko chcące wiedzieć, ile lat jeszcze minie zanim on lub ona pójdzie na wykłady.
Ale odpowiedź go zmroziła. - Kochanie, pytasz o to już chyba 20 raz. Musisz poczekać kilka lat.
Dorrien znał ten głos. Damski głos - i należał do Sonei. Wstał i rozejrzał się, ale wszystkim co widział była rodzina znajdująca się 200 metrów od niego - dwójka dorosłych i dwójka dzieci. Nikogo więcej tu nie było.
- Ile? - zapytało dziecko. Głos pochodził od rodziny. Ale to nie mogło być...
- 10, kochanie - Tym razem odpowiedział męski głos. Brzmiał znajomo, ale Dorrien nie mógł powiedzieć do kogo należał.
Rodzina podeszła bliżej i spojrzał na twarz kobiety. Jakiś głos wyszeptał:
To ona... Wyszła za mąż... Zapomniała o tobie... Jest teraz z kimś innym... Wyszła za mąż...
Dorrien potrząsnął głową rozpaczliwie i próbował znaleźć powód, dlaczego Sonea chodziłaby z mężczyzną u boku i dwójką dzieci przed nimi. Nagle zaczął rozważać, kim może być ten mężczyzna. Może był to Cery, jeden z najstarszych przyjaciół Sonei... nie poślubiłaby go, oczywiście...
Ale mężczyzna przy niej miał na sobie szaty. Czarne szaty. Szaty Wielkiego Mistrza. Szaty Akkarina.
Wyszła za Akkarina.
Dorrien ostro wciągnął powietrze i wolno je wypuścił.
Dziecko - dziewczynka - krzyknęła: - Więc chodźmy gdzieś, proszę. Mozemy odwiedzić Cery'ego - proszę, mamo, tato.
Inne dziecko, chłopiec, około rok starszy od swojej siostry, odpowiedział: - Sicily, przestać się drzeć. Denerwujesz mnie.
- Mako, bądź miły - rzuciła ostro kobieta - Sonea. - Nie jest denerwująca.
Sicily zaśmiała się wesoło. - Więc chodźmy. Pójdźmy do Gerry i Timme.
- Harrien i jego rodzina są na wakacjach, kochanie. - odrzekła Sonea. Dorrien nadal nie mógł w to uwierzyć.
Ale nie było żadnych wątpliwości. Byli nie więcej niż 20 kroków dalej i rozpoznał jej twarz. Wyglądała szczęśliwie. Więcej niż szczęśliwie. Wydawała się błyszczeć. Promieniała tak, jakby była najszczęśliwszą osobą na świecie.
Jest... jest matką. Nie możesz zniszczyć tego uczucia. Straciłeś ją w momencie, gdy opuściłeś Gildię, by troszczyć się o swoją wioskę.
Sonea podniosła wzrok i jej oczy napotkały jego. Dorrien szybko się obrócił i zaczął wracać drogą którą przyszedł. Chciał usłyszeć, jak ona krzyczy jego imię, ale nic nie usłyszał. Ona go
nie pamiętała.
Co się stało? Jak miał ją zabrać od niego?
Dorrien nie mógł przestać iść, dopóki nie stanął w drzwiach mieszkania Rothena. Nie kłopotał się pukaniem, po prostu wszedł i rzucił się na swoje łóżko.
Wyszła za mąż...
Zdawało się, że to koniec. Definitywnie.
Ale czy rzeczywiście?
Mógł sprawić, że znowu się w nim zakocha. Bo w końcu
kochała go. Był tego pewien.
Ale czy naprawdę chciał zniszczyć życie które sobie stworzyła? Jej rodzinę?
Nie mógł jej tego zrobić. Chciał, żeby była szczęśliwa.
Ale czy nie chciał być też sam szczęśliwy?
Musiał dowiedzieć się, co się wydarzyło. Jak ją stracił.
I musiał dowiedzieć się, co zatem jeśli
on nadal jej pragnie.
tekst 2:
źródło (w tekście angielskim są błędy, ale to dlatego że autorka nie jest native speakerką, ponadto znaczeń niektórych zdań domyślałam się na podstawie pojedynczych słów, także ja mogłam zinterpretować jakieś zdanie zupełnie niż ktoś inny by to zrobił
ogólnie czasem ciężko znaleźć sens jej słów. xD)
Prolog: Wielka Mistrzyni
Wielka Mistrzyni była bliska śmierci. Poruszała się tylko po wnętrzu kopuły, więc kiedy w końcu straciła całą kontrolę, jej energia mogła być kontrolowana. Nawet mimo tego, że straciła dużo swej siły i nie przyjmowała magii od innych, nadal była potężna.
- Mistrzyni - powiedział Mistrz Donmar. Był przełożonym Wojowników i jednym z kilku osób, które odważały się przebywać z Soneą. Nosił czerwoną szatę i czarne płótno przewiązane przez czoło, wskazujące na to, że lubi Wielką Mistrzynię która znała wyższe formy magii. - Administrator niebawem tu będzie. - powiedział z nietypową dla niego niepewnością.
- Dziękuję, Mistrzu Donmarze.
Wojownik usiadł obok poszarzałej Mistrzyni. W swej czarnej szacie i umieszczona w środku kopuły była niczym papierowa okładka książki. Jej oczy były całkiem białe; była ślepa od 10 lat. Jednakże jej inne zmysły uczyniły oczy mniej ważnymi. Administrator w swych niebieskich szafach pospieszył do jej boku.
- Dobrze że przyszedłeś, Administratorze - powiedziała Wielka Mistrzyni, poruszając dłonią w jego kierunku. I chociaż nie mogła go zobaczyć, nadal jej się kłaniał. - Mistrzyni - usiadł obok niej.
- Czy król został poinformowany? - zapytała. Administrator skłonił głową.
- Tak.
- Dobrze. Mistrzu Donmarze, powinieneś wyjść, czuję że przebywanie tu dłużej nie jest bezpieczne. - Mistrz Donmar wstał i ukłonił się. Wojownik widocznie się trząsł.
- Mistrzyni, to był zaszczyt - ukłonił się ponownie - wychodzę.
Chociaż Donmar był surowym, starszym mężczyzną, będącym w Gildii od 30 lat, nigdy nie zwalczył w sobie dystansu i zakłopotania, jakie czuł rozmawiając z Mistrzynią. Wiedza i szacunek jaki miała w Gildii były niedorównane.
- Administratorze - rzekła Wielka Mistrzyni - Chcę, abyś uczynił mi jedną przysługę, póki nie umrę.
- Cokolwiek - odparł jasnowłosy mężczyzna. Był mężczyzną grubo po czterdziestce i miał włosy tradycyjnie związane w węzeł na szyi. Biorąc pod uwagę surowość i powagę, był też w przyjaźni z Wielką Mistrzynią. Choć nigdy nie uprawiał ani nie uczył się wyższej magii, był jednym z najwcześniejszych jej przyjaciół.
- Nie nazywano mnie moim imieniem przez 60 lat, więc proszę, powiedz tak do mnie raz.
- Wielka Mistrzyni... - zamknęła oczy - Proszę.
- Moja Mistrzyni...
- Nie! - przerwała mu - Sonea! Mam na imię Sonea! - oddychała z trudem.
- Nie rozumiem, mistrzyni? - Administrator zerknął na Mistrzynię. Nigdy jej takiej nie widział. Przez chwilę myślał, że się wystraszyła, zachowywała się dziwnie. Znał jej imię, ale ona była Wielką Mistrzynią jeszcze zanim urodziła się większość obecnych magów Gildii.
- Sonea - powiedział w końcu Administrator, słyszał jak oddycha trochę lżej. Był w niebezpieczeństwie, przebywając razem z nią.
- Administratorze, powiedz mi coś... - powiedzała chrapliwie - czy byłam dobrym człowiekiem?
Skinął głową.
- Tak, byłaś. Stworzyłaś pokój.
- Pozwoliłam umrzeć moim synom.
- Twoi synowie umarli dla Kyralii. Uratowali Gildię, uratowali Kyralię. Imardin już nigdy nie upadnie.
Potrząsneła głową jednocześnie skinając ręką. - Tak jak zmarł ich ojciec. Jest coś, co chciałabym, abyś dla mnie zrobił. - Przysunął głowę bliżej jej, by sięgnąć jej myśli. Za pierwszym razem nie mogła ukryć przed nim swoich emocji. Traciła kontrolę.
- Tak? Zrobię wszystko, czego sobie życzysz - wyszeptał.
- Chcę, byś odwiedził za mnie grób. Chcę, żebyś odwiedził za mnie grób Akkarina.
Czuł od niej paniczny strach i smutek; uczucia tak potężne, że nim wstrząsnęły. - Ale twój syn został pochłonięty przez jego własne moce gdy umarł, więc nie ma żadnego grobu.
Potrząsnęła głową.
- Nie, Administratorze. Chcę, byś odwiedził grób mojego starego opiekuna, chcę byś odwiedził grób Wielkiego Mistrza Akkarina. - £zy wypełniały jej oczy. - Nie powinien umrzeć w tej sposób - wyszeptała - nie pozwoliłby naszym synom umrzeć. Administrator nagle zrozumiał, jak mało wiedział o jej prywatnym życiu.
- Obiecaj mi - błagała Wielka Mistrzyni, kładąc rękę na jego ramieniu. Skinął głową, widząc Wielką Mistrzynię, tak jakby to było za dużo dla niego.
- Dziękuję, Administratorze Ugnonie. Powinieneś już odejść; czuję, że moja kontrola słabnie.
- Mistrzyni - Administrator ledwo mógł utrzymać głos w normie. Uścisnął jej rękę przed wstaniem, i ukłonił jej się. Kiedy wychodził z kopuły, czuł jej magię, pulsowała nieregularnie, czasami potężnie, czasami była ledwie wyczuwalna.
Administrator Ugnon miał nadzieję, że kopuła będzie w stanie zaabsorbować magię. Wtedy białe światło pochłonęło wszystko za nim. Zamknął oczy.
Gildia będzie musiała znaleźć nowego Wielkiego Mistrza.