Praktycznie od miesiąca nie jem słodyczy!
Wcześniej był to mój jawny nałóg, nie było lekko.
Każdego dnia musiałam zjeść coś słodkiego, a czasem było i tak, że razem z chłopakiem kupowaliśmy sobie reklamówę słodyczy na noc i fundowaliśmy sobie je jako dodatek do filmowego maratonu. Teraz kiedy o tym myślę jeży mi się włos na głowie, ale naprawdę pochłaniałam słodycze na kilogramy. Gdybym miała gorszą przemianę materii prawdopodobnie ważyłabym teraz ze 100 kilo.
Co lubiłam? Ajjj, wszystko.
Czekolady z Milki, zwłaszcza takie z zatopionym w środku wafelkiem, wszelkiej maści ¯ELKI (!), ciasteczka, batoniki...Moją zmorą są też ciasta i nigdy nie umiałam sobie odmówić jakiegoś apetycznego kąska będąc w jakiejkolwiek kawiarni. No i junk food, moja największa słabość. O ile czekolady mogłam sobie odmówić, o tyle chipsy, popcorn, PÓ£KILOWE ORZESZKI W PAPRYKOWEJ PANIERCE Z BIEDRONKI([*]) były moją wielką miłością i jadłam je tonami.
Ach, zatęskniłam.
_________________
Później luki w pamięci, zapatrzenia w okno -
tam mała dziewczynka w bloku naprzeciwko
uśmiecha się z żyletką pomiędzy zębami.
Myślę o jej chłodnych pocałunkach.
fire, walk with me...