Hej.
Dodawałam już parę tematów, na tym forum i jakbyście zauważyli jestem wdzięczna
życiu za 15 lat szczęśliwego życia, za to że miałam ukochaną babcię i Marka,
chłopaka którego pokochałam. Jestem szczęśliwa z tego powodu i wdzięczna.
ALE od 16 roku życia, życie mnie nie pieści i chciałabym właśnie się wygadać
Nie chcę narzekać ale czasami trzeba wyrzucić to z siebie.
Nie wiem od czego zacząć mam.
Mając 16 lat rozpoczęłam naukę w szkole zawodowej, co za tym idzie ? ano PRAKTYKI
których od początku nie lubiłam. (Poszłam na sprzedawcę.)
Na praktyki w tym samym sklepie chodziłam z koleżanką z tej samej szkoły i klasy
(znałyśmy się od podstawówki)
A do zawodówki poszłam dlatego że koleżanki poszły tam (żałuje bo mogłam pójść
do Technikum czy Liceum ale słabo się uczyłam więc poszłam też z tego względu do zawodówki)
Hmmm wiecie w szkole i tak słabo mi szła nauka, a jak miałam praktyki z niecierpliwością czekałam
na zakończenie praktyk a robiłam 8h tak jak to w pracy.
Chociaż te chwile nie wspominam dobrze to miałam fajną szefową, były fajne sprzedawczynie
miłe i wgl ok...były też praktykantki czyli ja, moja koleżanka i jeszcze 3 inne jednej tylko nie
lubiłam z resztą ze wzajemnością.
Fajną mieliśmy kierowniczkę i fajny był syn szefowej, dziewczyny śmiały się że
pasujemy itd. itp. Ale co z tego że ich lubiłam skoro nienawidziłam praktyk po prostu
nie lubiłam wybranego zawodu.
W szkole było różnie, ale ogólnie nie lubiłam tych czasów...
W pewnym czasie babcia zachorowała, miała kiedyś raka (ale wyszła z tego na szczęście)
w tych czasach miała radioterapie, wypalania, naświetlania itd. po 5 latach okazało się że jest zdrowa
ale potem okazało się że po naświetlaniach itp. wypalili też pęcherz i coś tam pękło i pojechała z moimi
Chrzestnymi do Szczecina. Ja osobiście bardzo się przejęłam, dostałam silnych przygnębień itp.
Zrobili jej operację i założyli stomie
po 2 tyg przywieźli ją ze Szczecina do naszego wspólnego domu...niestety moja psychika
tego nie wytrzymała (tego ciągłego zamartwiania się) ze mną było tym razem coraz gorzej...
Popadłam w depresję, cięłam się (do tej pory mam blizny
)
miałam myśli samobójcze itd. itp.
Aż pojechałam do lekarza, (tylko potwierdził depresję)
W jakimś czasie zaczęłam mocno Wierzyć w Boga, modliłam się, codziennie chodziłam do kościoła
gdy babcia bardzo cierpiała odmawiałam różaniec itp. W jakiś sposób mi to pomagało. ALE Gdy byłam w 2 klasie zawodówki, byłam w gorszej formie, a babcia kolejny raz wyjechała do Szczecina wtedy z
powodu pęcherza bo nie utrzymywała, po operacji miała z tyłu na plecach przyczepione do nerek
2 worki z prawej i lewej strony
więc nie sikała tylko mocz leciała do tych worków...
Ja opuściłam się w nauce, opuszczałam praktyki (chodziłam na zwolnienia) itp.
Natomiast babcia się mną na dodatek martwiła
i załatwiła żebym w szkole poprawiła oceny i dzięki
Niej zdałam, kochała mnie podobno byłam jej najukochańszą wnuczką, bardzo ją kochałam, bardzo.
Po zawodówce nie podjęłam pracy z powodu silnej depresji
(do dnia dzisiejszego)
Napisałam do Marka by mi pomógł itp. itd. myślicie że odpisał ? NIE, olewa mnie.
Na facebooku pisałam nie raz do Niego i z jego strony cisza...
Myślę o Nim często, myślę że coś do Niego jeszcze czuje, wspominam lata gimnazjalne !!!
albo Go kocham albo to wspomnienia sprawiają że tęsknie za tamtymi chwilami, i za Nim...
Wiecie co ? po zawodówce byłam w domu z mamą, babcią i bratem nigdzie nie wychodziłam
a gdy miałam prawie 23 lata...no jeszcze 22 to babcia dostała wtedy duszności, karetka przyjechała
i zabrali ją do szpitala, po paru dniach zmarła dokładnie to
10.03.2015 [*] to był szok....z mojej strony wpadłam w histerię
Teraz żyję bo żyję
ale radości z życia zero...to było w dużym skrócie....
kto dotrwał do końca to dziękuje za uwagę.
_________________
Pozdrawiam.