Komiksem interesuję się od około 15 lat. Na początku był niemieckojęzyczny komiks o takim prześmiesznym niebieskim stworku, "czytany" u kuzynki. Później wielkie objawienie, czyli Kaczor Donald. Zbierałem każdy numer, od Gigantów po tygodnik. Do dzisiaj co jakiś czas schodzę do piwnicy, biorę torbę pełną Gigantów i przynoszę do domu, żeby poczytać (nie są w takim złym stanie, nawet pierwszy Gigant z '97 roku nieźle się trzyma). Uwielbiam kreskę w tych komiksach, przygody Mikiego, ten delikatny kryminał (kto pamięta tajemnicę tortu czekoladowego, hm?). Później człowiek podrósł, zaczął się okres wariacji twórczością Morrisa, czyli Asterix i Obelix, Lucky Luke i, okresowo, Umpa-Pa (chociaż to już bardziej twórczość Gościnnego). Co później? Manga. Wszystko to przez Polonię 1 w młodości i RTL 7 później. Wielkie kupowanie Dragon Balla, Naruto, Slayersów, Death Note, Ranmy 1/2, Video Girl Ai i Dr. Slump. W tym momencie byłem w gimnazjum, gdy zainteresowałem się mangą. I jak wielu - uderzyłem w rysunek. Do dzisiaj tego żałuję, bo żeby później zgubić styl mangowy w swoich pracach trzeba ćwiczyć parę lat. Tak czy inaczej - później sprzedałem swoje mangi, zakupiłem tylko parę znaczących dla mnie komiksów, czyli Baśnie, Watchmen, twórczość Franka Millera, Sandmana i... to chyba wszystko. Czytałem wiele więcej, aktualnie Kick-ass i Scott Pilgrim.
A sam komiks za co uważam? Za świetne medium. Nie jest to może coś równie pięknego jak książki, ale jest blisko. To uczucie, gdy uważnie ogląda się każdy kadr i zastanawia, jak narysować to po swojemu, ta dynamika i przygody. Coś świetnego. Szkoda, że komiks jest ogólnie niezrozumiany, pomimo swego piękna.
Warto również wspomnieć o komiksie sieciowym, czyli The Movie, Wióry, Wiśnia, Kwarcowy Paciorek, Sinfest, Penny Arcade, Commissioned, Stripfield, PvP, Questionable Content itd.
Tak, komiks to bogate doświadczenie.