Witam,
Trzy lata temu trenowałam sztuki walki i nieskomnie powiem, że byłam jedną z najlepszych osób w grupie. Niestety, po pewnym czasie (rok, półtora?) nie uzyskałam zgody od mamy na dalsze trenowanie, potem przekonała do tego tatę i ze sztukami walki się pożegnałam. Decyzja ta była spowodowana moim dzikim zapałem do ćwiczeń, ciągłymi urazami i otarciami na wierzchach dłoni. Poza tym z powodu depresji moje oceny gwałtownie obniżyły się, co złożono na karb większego zainteresowania treningiem aniżeli nauką.
Teraz, po pewnym czasie, nabrałam ochoty na sporty (ale już nie sztuki) walki. Mam możliwość trenowania z mocno obniżoną ceną u dziadka mojej koleżanki (boks i kickboxing). Raczej nie obawiam się efektu "przerośniętego bica" bo wiem z autopsji, że kobieta musi się bardzo napracować żeby jej ramiona wyglądały niekobieco, dwa treningi tygodniowo tego nie zrobią. Pytania:
Jak postrzegana jest dziewczyna trenująca tak "męski" sport? Czy będzie bardzo kolidował z dyscyplinami takimi jak taniec estradowy czy gimnastyka artystyczna? Czy trenując rekreacyjnie będę narażona na jakiekolwiek poważniejsze urazy? I najważniejsze-jak przekonać mamę, że trenując nie zmienię się w babochłopa?