Zdarzyło wam się kiedyś zabawne nieporozumienie na randce? Np. każde z was przyszło w inne miejsce i czekało na siebie nawzajem, po cichu marudząc na spóźnialskość drugiego? Zostałyście zaproszone na obiad, ubrałyście się zwyczajnie w dżinsy i adidasy, a tutaj przyjeżdża on odstrzelony jak stróż w Boże Ciało i zabiera was do bardzo "wieczorowej" restauracji? (te historie to akurat z "kronik znajomych")
Mi zdarzyło się kiedyś dość zabawne nieporozumienie. W klubie jeździeckim gdzie opiekowałem się końmi organizowano pokazy jeździeckie, taki "weekendowy piknik rodzinny". No więc w szkole kogo się da informowałem że jest coś takiego i serdecznie zapraszałem, warto wpaść na trochę. Tak się niefortunnie zdarzyło, że znajoma kolegi (znana przelotnie z kilkukrotnego wspólnego czekania na przystanku autobusowym) dość opacznie (w myśli hasła "głodnemu chleb na myśli") zrozumiała, że ja ją na te pokazy zapraszam indywidualnie, w formie randki. Hm... ale niestety zorientowałem się dopiero gdy dostałem smsa w stylu "już jestem niedaleko, jesteś już wolny?" i ujrzałem za oknem ową dziewczynę wypięknioną, zapewne również wypachnioną i co najważniejsze z wyraźnym zamiarem spędzenia najbliższych godzin w moim towarzystwie. A ja? Cały obsypany kurzem i sierścią, w gustownych gumiaczkach i najgorszym ubraniu "do ostatniego zdarcia", zawalony robotą jeszcze co najmniej na godzinę. Cóż miałem zrobić? Nie pokazując się na zewnątrz ubłagałem koleżankę by wzięła dziś moje obowiązki, doszorowałem w miarę możliwości "eksponowane części ciała" w zimnej wodzie, po czym przebrałem w jedyne ubrania jakimi dysponowałem w tym momencie, czyli najładniejszy strój jeździecki - po czym starałem się sprawiać wrażenie, że to miała być taka "randka tematyczna".
Nie było źle, choć raczej nie miałem później chęci na poważny związek z osobą z którą nigdy nie planowałem się umawiać.
A czy wam zdarzyły się jakieś randkowe nieporozumienia?