Panel logowania

Nie masz jeszcze konta na e-Mlodzi.com?

Zarejestruj siê!

Zapomnia³eœ has³a?

Przypomnij je

Autor

Wiadomo¶æ

Arienette  

User

normally abnormal



ImiÄ™: Arienette

Do³±czy³a: 24 Wrz 2010

Sk±d: piwnica

   

Wys³any: 2010-10-03, 18:56   [opowiadanie] zaczyna siÄ™ tam, gdzie powinno skoÅ„czyć.

w sumie, to nigdzie tego co piszę nie publikowałam. może warto spróbować? może. zobaczymy. oto część pierwsza i początkowa z nigdy nie dokończonego opowiadania o zagubionym chłopcu.
uwaga, początek zawiera lekkie treści erotycznie i kilka przekleństw. mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony
wyłuszczam to, żeby nie było potem, że nie poinformowałam ;3


Czasem bycie opiera się na niebyciu. Prześlizgiwaniu się przez każdy kolejny dzień wypełniony tymi samymi czynnikami pierwszymi. Istnieniu wbrew sobie. Bo po tragedii, samotności, szukaniu Boga, szukaniu ukojenia, zrozumienia, wreszcie po ostatecznej rezygnacji, nie ma już nic.
Para powoli wypełniała całą łazienkę. Przyspieszony oddech mieszał się z gorącą wodą. Poszczególne krople mieniły się na jego skórze.
Wreszcie zakręcił kurek i wyszedł spod prysznica. Jedną ręką przetarł zaparowane naprzeciw lustro i wpatrzył się w odbicie. Widział w nim też drzwi od łazienki, które zaczęły otwierać się powoli. Wślizgnęła się przez nie naga, wysoka brunetka obdarzona piwnymi, lśniącymi oczami. Schowała się za nim i objęła rękami, twarz składając na jego łopatkach. On otrząsnął się z jej uścisku.
-Jeszcze nie wyszłaś?
-Oj, nie zÅ‚ość siÄ™. PomyÅ›laÅ‚am, że należy ci siÄ™ nagroda… -na jej twarzy pojawiÅ‚ siÄ™ uÅ›miech, postÄ…piÅ‚a dwa kroki bliżej. Zaczęła szeptać do ucha- Peter, wiem, że chcesz.- jego jednÄ… rÄ™kÄ™ poÅ‚ożyÅ‚a na swojej piersi, swojÄ… skierowaÅ‚a w stronÄ™ jego krocza.- RobiÄ™ to za darmo, z wÅ‚asnej woli, bo, wiesz, lubiÄ™ ciÄ™.- i zÅ‚ożyÅ‚a pocaÅ‚unek na jego policzku.
On ponownie otrząsnął się z jej dotyków i rękoma odwrócił tyłem do siebie. Zebrał jej włosy i zanurzył w nich swoją twarz. Przez chwilę szukał ich zapachu, bał się znaleźć coś podobnego. Ale czuł tylko papierosy. Złapał ją za rękę i pociągnął pod prysznic. Odkręcił kurek. Pieprzyli się przez następne dwie, a może cztery godziny. Czas to rzecz względna.
Para powoli wypełniała łazienkę. £zy mieszały się z gorącą wodą. Już nie wiedział, co jest dobre, a co złe. Wreszcie zakręcił kurek i wyszedł spod prysznica. Czuł się jak śmieć. Po raz kolejny. Czuł, że zdradził. Samego siebie. Kogoś jeszcze. Ale nie udało mu się zmyć z siebie choć części upadku. Przegrał, jak co tydzień, wciskając tej dziewczynie zwitek banknotów w drodze powrotnej z klubu. Pomimo że w myślach cały czas miał obraz zupełnie kogoś innego. Zabił poczucie własnej wartości, zgadzając się na kolejny raz. Był tylko zwierzęciem, kierowanym przez swoje podstawowe instynkty. Tak o sobie myślał, jak o odrażającej istocie. Jednak wszystko na własne życzenie.
Oto gdzie był, na dnie.
Pojawiał się tam regularnie.
-Przepraszam- ledwo słyszalny szept zmieszał się z powietrzem.

Z łazienki wyszedł, gdy słońce wisiało nisko nad horyzontem, oświetlając przy tym brązowe, czerwone i żółte jesienne liście. Zaledwie ocierając wzrok o krajobraz, podszedł do jednej z kuchennych dębowych szafek i wyciągnął pełną butelkę wina. Do innej sięgnął po dwa kieliszki, które ustawił na stole.
W sypialni wydobył z góry tekturowe pudło. Grzebał w nim przez chwilę, wyjął kilka winylowych płyt. Uśmiechnął się sam do siebie.
ZapeÅ‚niÅ‚ kieliszki winem, a z gramofonu wydobyÅ‚y siÄ™ dźwiÄ™ki “Who Wants To Live Forever”.
Zaczął się upijać, słuchając Queen.
Gdy butelka wina byÅ‚a pusta, zmieniÅ‚ pÅ‚ytÄ™ i tym razem postawiÅ‚ na whiskey. PiÅ‚ tylko z jednej szklanki, kieliszek peÅ‚en wina nadal staÅ‚ nietkniÄ™ty. Tym razem powietrze zmieszaÅ‚o “No One Would Riot For Less”. UpijaÅ‚ siÄ™, sÅ‚uchajÄ…c Bright Eyes.
Choć mocno oderwany od rzeczywistoÅ›ci, czujÄ…c pulsowanie w gÅ‚owie, szybsze krążenie krwi i zauważajÄ…c tÄ… beztroskÄ…, zupeÅ‚nie innÄ… perspektywÄ™ postrzegania Å›wiata, byÅ‚ w stanie siÄ™gnąć po kolejnÄ… butelkÄ™, tym razem wódki i zmienić pÅ‚ytÄ™. SÅ‚yszÄ…c “Yesterday” stwierdziÅ‚, że nie bÄ™dzie siÄ™ bawiÅ‚ w ceregiele i odstawiÅ‚ szklankÄ™, haustami Å‚ykajÄ…c alkohol z gwinta.
MogÄ…c ledwie rozróżnić, że sÅ‚owa, które do niego docierajÄ… to “Help, I need somebody” wlaÅ‚ w siebie już poÅ‚owÄ™ zawartoÅ›ci.
Gdy rozbrzmiaÅ‚o “Tomorrow Never Knows”, butelka byÅ‚a już pusta. MogÄ…c ledwie utrzymać ciaÅ‚o w pionie, przeszyÅ‚ wzrokiem owy peÅ‚en wina kieliszek, nadal stojÄ…cy po drugiej stronie stoÅ‚u. ZataczajÄ…c siÄ™ niemiÅ‚osiernie, doczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ do niego i wydarÅ‚:
-Znów ci nie pasowało?!
Ujął go w dłoń i rozbił o kafelki. Miliony małych kawałków szkła zmieszały się w upiornej mozaice wraz z czerwoną plamą wina. Osunął się w dół po ścianie, raniąc przy tym dłonie o fragmenty roztrzaskanego kieliszka. Krew kapała niemal wszędzie.
Ostatnie, co usÅ‚yszaÅ‚, to “Play the game, existence to the end, of the beginning.”
Stracił kontakt z rzeczywistością, słuchając The Beatles.
Oto gdzie był, na dnie.

Z letargu wyrwał się, gdy było już ciemno. Wracał powoli do rzeczywistości, uświadamiał sobie wszystko dobre kilka chwil. Dłonie całe w zaschniętej krwi. Podłoga przyozdobiona tragicznym kolażem z wina i szkła.
Opatrzył dłonie, posprzątał, zdjął płytę, która cały czas obracała się na adapterze milcząc. Wykonując wszystko automatycznie, zaprogramowany, by żyć, choć pragnął umrzeć.
O, ironio.
Przestało padać, a na niebie migotały gwiazdy, kiedy wyszedł z domu. Spojrzał w górę. Wyglądały prawie jak z papieru. Z papieru, prawie jak całe życie. Zniknął w ciemnościach.
ZaistniaÅ‚ z powrotem w Å›wietle lampy, przed bocznym wejÅ›ciem do klubu “Ampersand”, w gruncie rzeczy niedaleko centrum, ale mieszczÄ…cego siÄ™ w dość spokojnym miejscu.
¯ółte, choć żółte tylko w domyśle, bo teraz pozaklejane ogromną ilością plakatów i anonsów, drzwi odskoczyły w bok.
Kiedyś to miejsce miało w sobie więcej magii, a wchodzenie na scenę od zaplecza czyniło go jakby ważniejszym. Dlaczego tam wracał? Bo mógł zapomnieć. Bo lubił bawić się w Boga, bo mógł wszystko wykrzyczeć do mikrofonu. Bo obiecał.
Gdy przyszedł, inni już się rozkładali. Podłączył gitarę elektryczną, nastroił ją i ustawił mikrofon. Bez słowa.
-To coÅ› dziÅ› gramy?
-”Perfect Violet”. StwierdziliÅ›my, że nie można grać dwa dni pod rzÄ…d tego samego. Poza tym, EPka byÅ‚a Å›wietna.
-Jasne.
-A ty Taylor? Ustoisz dziś na nogach Naćpany czy narąbany?- basista wyrzucał z siebie pytania przepełnione frustracją i rozczarowaniem.
Chłopak nawet nie uniósł wzroku.
-Po co pytasz, skoro i tak ci nie zależy?
Zaległa wewnętrzna cisza.

A wraz pierwszymi akordami stracił poczucie rzeczywistości.

Na wieczorny występ przyszło koło 300 ludzi. Sala nie było duża, dlatego tłum sięgał aż pod same drzwi wejściowe, co raz bardziej upchnięty z każdym nowoprzybyłym. Tworzyli niepowtarzalną, magiczną aurę z gorących oddechów, krzyków i potu. Powietrze wstrząsane regularnie przez dźwięki gitar, perkusji i hipnotyzującego głosu wokalisty, wpatrzonego w publikę swoimi niebieskimi oczami, przykrytymi przez jego kruczoczarne włosy. Już dawno przeniósł się do zupełnie inne rzeczywistości, wykrzykując cały swój ból do tych ludzi przyjmujących każde jego słowo.
Zawsze o tym marzył. Nie o sławie czy milionach. Chciał grać dla setki ludzi, ale takich którzy przyszli właśnie dla jego muzyki. Marzenie straciło swój smak. Akordów nie zapomniał, ale zgubił samego siebie.

Po skończonym występie siedział na krawędzi sceny, bawiąc się strunami gitary. Leniwie wodził oczami po prawie pustym klubie. Jednak gdy jego wzrok padł na dziewczynę siedzącą pod ścianą, z książką w ręku i drinkiem przy boku, serce zaczęło bić jak oszalałe, krążenie krwi się wzmogło, a on najnormalniej w świecie był przerażony, sparaliżowany strachem i zaskoczeniem. Chciał się schować. Chciał uciekać. Cokolwiek byle jak najdalej od niej. W mgnieniu oka zebrał cały sprzęt, przewiesił torbę przez ramię i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Przechodząc obok owej brunetki z długimi włosami i niesamowicie jasnymi oczami niemal zacisnął oczy i dłonie w pięści tak, że paznokcie wbijały i raniły skórę. Tylko złapać za klamkę i wyjść. I nigdy już nie wrócić.
-Wszyscy jesteśmy przykuci łańcuchem w ciemnej jaskini. Widzimy tylko jej tylną ścianę, tylko cienie poruszające się na niej. Mogą to być cienie albo czegoś, co porusza się na zewnątrz, albo cienie osób przykutych tak jak my. W gruncie rzeczy, jesteś tylko cieniem.- niemal wyszeptała dziewczyna, zwracająć swoją głowę w jego kierunku.
On przystanął, nie mając pojęcia, co robić dalej. Ale trzeba sprawdzić, nie ma innego wyboru.
-Arienette?- rzucił pytanie drżącym z natłoku myśli i emocji głosem.
-Skąd wiesz, jak mam na imię?- padło pytanie.
Szarpnął za klamkę i wybiegł w ciemność. Uciekając przed tym, czego szukał przez ostatnie pięć lat. Chciał po porostu zniknąć, rozpłynąć się w przestrzeni.
Właśnie się dowiedział, że widział trupa.
_________________
and you're learning that just because they call themselves friends, doesn't mean they'll call...
 

margola  

Pogromca postów



Wiek: 46

Do³±czy³a: 27 Sty 2009

   

Wys³any: 2010-10-16, 15:17   

Peter hahahahahaha
wytrwałam do połowy.
Nudne.
_________________
Wlecze za sobÄ… morze niby zbrodniÄ™ ciemnÄ…. Cichy,
spoglÄ…da na mnie w rozpaczy. Mieszkam tutaj.
 

Hannah1912  

Hiper wymiatacz

Dekadentka



Do³±czy³a: 19 Sty 2009

   

Wys³any: 2010-11-01, 11:43   

Zaczyna się ciekawie, jednakże tylko zaczyna się, bowiem później jest już jakieś zagmatwane. Myślę, że te tytuły piosenek były tutaj zbędne. Nic nie wprowadzają do akcji. Mógłby to być jeden, dwa tytuły, ale w jakim celu aż pięć? Przecież mało co tutaj znaczą.
_________________
"Carpe diem. [...] Napisał tak, ponieważ jesteśmy tylko pokarmem dla robactwa. Ponieważ jest nam dane ujrzeć tylko kilka wiosen i kilka jesieni."
 

Einmana  

Pogromca postów


Wiek: 33

Do³±czy³a: 12 Pa¼ 2010

   

Wys³any: 2010-11-01, 12:19   

Cytat:

Złapał ją za rękę i pociągnął pod prysznic. Odkręcił kurek. Pieprzyli się przez następne dwie, a może cztery godziny. Czas to rzecz względna.


Do tego miejsca byłam nawet pod wrażeniem. Jednak te przekleństwo nie bardzo mi pasuje do klimatu jaki opisałaś.
I fakt, te nazwy trochę wprowadzają... może nie chaos... tyle co bardzo irytują.

Ale ogólnie to bardzo mi się podoba, pięknie używasz słów, Twoja stylizacja mi pasuje. Czyta mi się dobrze, można powiedzieć, że nawet wciąga. Czekam zatem na kolejne części. Kilka słów bym zmieniła, bo dodało by to płynności, ale tak jak jest - jest całkiem nieźle, naprawdę.

Jak długo piszesz?
 

MaliaDhey  

Hiper wymiatacz

Plum Plum Plum



ImiÄ™: Ja

Wiek: 28

Do³±czy³a: 17 Lis 2009

   

Wys³any: 2010-11-01, 20:15   

Mi sie podoba, lecz mam wrażenie lekkiego chaosu. Ale udało Ci sie stworzyc klimat. Swietnie ;)
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=AtA-FpTZOQw
 

Forum m³odzie¿owe e-Mlodzi.com