Zacznijmy od tego, że po napisaniu serii dennych i nic niewartych mikro opowiadań zebrałem się w sobie i postanowiłem zabrać się za pełnoprawną powieść. Wziąłem więc kilka czystych kartek, flaszkę absoluta i osiadłem na leśnej polance. Ku mojemu zdziwieniu udało mi się sklecić szkic fabularny i pierwszy rozdział. Panie i Panowie, oto przed Państwem "Najemnik Boży", rozdział pierwszy.
ZadzwoniÅ‚ telefon. Hank otworzyÅ‚ oczy. LeżaÅ‚ na kanapie. W telewizji leciaÅ‚y powtórki jakiegoÅ› serialu. SiÄ™gnÄ…Å‚ po telefon. ObejrzaÅ‚ siÄ™ po pokoju. PanowaÅ‚ w nim zaduch. Ciemność opieraÅ‚a siÄ™ bladej poÅ›wiacie przebijajÄ…cej siÄ™ przez szczeliny w żaluzjach. PopatrzyÅ‚ na wyÅ›wietlacz telefonu - "Numer Nieznany". - PrzesunÄ…Å‚ wzrok na zegarek w górze ekraniku. - Czwarta, pięćdziesiÄ…t-osiem – wymamrotaÅ‚. MusiaÅ‚ zasnąć oglÄ…dajÄ…c telewizje. NacisnÄ… zielonÄ… sÅ‚uchawkÄ™. PrzysunÄ…Å‚ komórkÄ™ do ucha. – Kubicki - przedstawiÅ‚ siÄ™ na wstÄ™pie. NastaÅ‚a cisza. W gÅ‚oÅ›niku byÅ‚o sÅ‚ychać gÅ‚os przepity wódkÄ…. - Wiesz która godzina? - Hank wyraźnie nie byÅ‚ skory do rozmów o tej godzinie. - Niech ci bÄ™dzie. BÄ™dÄ™ za dwadzieÅ›cia minut. - WstaÅ‚. WsadziÅ‚ telefon do kieszeni. PrzeciÄ…gnÄ… siÄ™ leniwie i poszedÅ‚ do Å‚azienki. WsadziÅ‚ gÅ‚owÄ™ pod kran. ZagarnÄ… sterczÄ…ce we wszystkie strony, brunatne wÅ‚osy do tyÅ‚u. ZrzuciÅ‚ z siebie przepoconÄ… koszulkÄ™. WypsikaÅ‚ siÄ™ dezodorantem. ZmieniÅ‚ bieliznÄ™. WsunÄ…Å‚ na nogi zielone szorty. NarzuciÅ‚ hawajskÄ… koszulÄ™. WziÄ…Å‚ ze stolika kluczyki od samochodu. ZamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi. Korytarz byÅ‚ pusty. WszedÅ‚ do windy. WybraÅ‚ najniższe piÄ™tro. PatrzyÅ‚ jak cyferki nad drzwiami powoli odliczajÄ… do w dół. - Trzecie. Drugie. – windÄ… zatrzÄ™sÅ‚o. Hank przerwaÅ‚ odliczać w myÅ›lach piÄ™tra. Nie lubiÅ‚ jeździć windÄ…. Zawsze czuÅ‚ siÄ™ niepewnie w ciasnych pomieszczeniach. Winda zatrzymaÅ‚a siÄ™ na parterze. Drzwi rozsunęły siÄ™. W korytarzu nikogo nie byÅ‚o. Kubicki wyjrzaÅ‚ z windy. Pusto. Ponownie nacisnÄ…Å‚ guzik z numerkiem -1. Winda zjechaÅ‚a do podziemnego parkingu. Hank udaÅ‚ siÄ™ do swojego samochodu. StaÅ‚ on jakieÅ› dwieÅ›cie metrów od windy. IdÄ…c w jego stronÄ™ wymachiwaÅ‚ kluczykami zawieszonymi na palcu i pogwizdywaÅ‚. Lampa nad nim zaczęła niepewnie migać. SzedÅ‚ dalej. NacisnÄ… na przycisk w breloczku. Alarm zapiszczaÅ‚ wesoÅ‚o na widok wÅ‚aÅ›ciciela. Już miaÅ‚ wsiadać kiedy usÅ‚yszaÅ‚ nadjeżdżajÄ…cy samochód. WyprostowaÅ‚ siÄ™ i spojrzaÅ‚ w kierunku wjazdu na parking. Zza rogu wyjechaÅ‚ biaÅ‚y mercedes. Za kierownicÄ… siedziaÅ‚ mÅ‚ody mężczyzna mieszkajÄ…cy na piÄ…tym piÄ™trze. PomachaÅ‚ Hankowi, z uÅ›miechem na twarzy. - Pieprzone dziecko burżuazji – warknÄ…Å‚ Hank. WsiadÅ‚ do swojej Hondy Civic. PrzekrÄ™ciÅ‚ kluczyk. Silnik zamruczaÅ‚ niczym maÅ‚y kociak. Spokojnie ruszyÅ‚ ku wyjazdowi. Przy bramie dostrzegÅ‚ czyjÄ…Å› sylwetkÄ™. ByÅ‚ to stróż. Siwy facet koÅ‚o sześćdziesiÄ…tki. PracowaÅ‚ tu jeszcze zanim wprowadziÅ‚ siÄ™ Hank. - Witam Pana, Panie Kubicki – zagadnÄ… pogodnie stróż, podnoszÄ…c szlaban – gdzie siÄ™ Pan wybiera, tak z rana, w sobotÄ™? - Wie Pan jak to w interesach. PieniÄ…dz nie Å›pi - zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ Hank i wyjechaÅ‚ na ulicÄ™. Ruch byÅ‚ niewielki. SÅ‚oÅ„ce powoli wspinaÅ‚o siÄ™ na dachy wieżowców. Co jakiÅ› czas mijaÅ‚ go jakiÅ› samochód lub autobus. W koÅ„cu kto normalny jeździ samochodem w sobotÄ™ o piÄ…tej rano. Po kilkunastu minutach dojechaÅ‚ pod hotel. Na wielkim neonowym szyldzie rozbÅ‚yskaÅ‚ napis: „Heaven”. Na podjeździe rzuciÅ‚ kluczyki parkingowemu. WszedÅ‚ do Å›rodka. Hol byÅ‚ opustoszaÅ‚y. KrzÄ…taÅ‚o siÄ™ po nim kilka osób. - Bar, czy kasyno – pomyÅ›laÅ‚. WybraÅ‚ kasyno. PrzeszedÅ‚ przez hol. SkrÄ™ciÅ‚ w prawo. W drzwiach zobaczyÅ‚ sporych rozmiarów Å‚ysego. MiaÅ‚ czarnÄ…, obcisÅ‚Ä… koszulkÄ™, przez którÄ… odciskaÅ‚y siÄ™ jego mięśnie. Na koszulce widniaÅ‚ biaÅ‚y napis: „Ochrona”. - Jest szef? – zapytaÅ‚ z uÅ›miechem Hank. £ysy wskazaÅ‚ palcem stolik na Å›rodku sali. Kubicki wszedÅ‚ do owalnej Sali. Pod Å›cianÄ… rozciÄ…gaÅ‚y siÄ™ szeregi różnorakich maszyn. Po lewej stronie znajdowaÅ‚ siÄ™ bufet. PrzeszedÅ‚ obok stolika do ruletki. Trzy stoliki dalej ktoÅ› wÅ‚aÅ›nie trafiÅ‚ Black Jacka. PodszedÅ‚ do stolika otoczonego grupkÄ… ludzi. Przy stoliku siedziaÅ‚o szeÅ›ciu mężczyzn. Grali w texas hold’em. Na widok przybysza, gruby latynos w do poÅ‚owy rozpiÄ™tej różowej koszuli i przeciwsÅ‚onecznych okularach uÅ›miechnÄ… siÄ™ szeroko. - Hank! Mój kochany. Siadaj proszÄ™. – Facet wskazaÅ‚ wolne miejsce przy stoliku. - Nie wziÄ…Å‚em portfela – powiedziaÅ‚ siadajÄ…c Hank. - Spokojnie, spokojnie – odpowiedziaÅ‚ gruby po czym nakazaÅ‚ krupierowi wydać pięć tysiÄ™cy na swój rachunek. Hank przysunÄ…Å‚ do siebie żetony. PrzeliczaÅ‚ je obserwujÄ…c grÄ™. W rozdaniu grali akurat jakiÅ› azjata z wÄ…sikiem i kowboj. Na stole leżaÅ‚a dziesiÄ…tka, dama i as. Kowboj podbiÅ‚ do piÄ™ciuset dolarów. Azjata przebiÅ‚ go do dwóch tysiÄ™cy na co ten spasowaÅ‚. - Jakie gramy ciemne Panowie? – spytaÅ‚ Hank bawiÄ…c siÄ™ żetonami. - MaÅ‚a piÄ…tkÄ™, duża dychÄ™ – odpowiedziaÅ‚ facet z bródkÄ… siedzÄ…cy po jego prawej stronie. Hank spojrzaÅ‚ na karty. Trójka karo i ósemka pik. KoleÅ› w kapturze podbiÅ‚ do dwudziestu dolarów. Wszyscy spasowali. Hank zamówiÅ‚ kawÄ™. - Do czego tak pilnie mnie potrzebowaÅ‚eÅ›? – spytaÅ‚ grubego latynosa. - Spokojnie, skoÅ„czmy najpierw grać – mrugnÄ…Å‚ do niego odpowiadajÄ…c. Hank dostaÅ‚ swojÄ… kawÄ™. Grali jeszcze trzy godziny.
- WiÄ™c tak – zaczÄ…Å‚ latynos – sprawa jest prosta jak paciorek. Masz zaÅ‚atwić Lucjana. - Przecież wiesz, że to niemożliwe – zdziwiÅ‚ siÄ™ Hank. - Wiem, wiem, tak sobie żartuje - zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ gruby – trzeba Å›ciÄ…gnąć do mnie jednego typka. - Czemu sam siÄ™ nie pofatygujesz o wszechmocny? – zapytaÅ‚ zÅ‚oÅ›liwie Hank. - A po co niby byÅ› mi wtedy byÅ‚? – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ wszechmocny – I mówiÅ‚em ci przecież tyle razy, żebyć mówiÅ‚ do mnie Andrew. – Oboje siedzieli przy barze. Andrew upewniÅ‚ siÄ™, że nikt nie patrzy. W jego rÄ™kach znikÄ…d pojawiÅ‚a siÄ™ szara koperta. WrÄ™czyÅ‚ jÄ… Hankowi. – Tu masz wszystko co o nim wiemy. – A czy „wszystko” nie oznacza w twoim przypadku znanego poÅ‚ożenia i ostatniego posiÅ‚ku? – upewniÅ‚ siÄ™ najemnik. – Wiesz, że w dzisiejszych czasach już nie mam takiego powera jak kiedyÅ›. Ludzie nie skÅ‚adajÄ… darów. A ciemna strona mocy uporczywie zasÅ‚ania tego goÅ›cia. – Andrew byÅ‚ wyraźnie podÅ‚amany swojÄ… sÅ‚abnÄ…cÄ… potÄ™gÄ…. WziÄ…Å‚ solidny Å‚yk wódki którÄ… sÄ…czyÅ‚ ze szklanki. Hank dopiÅ‚ swojego drinka i wstaÅ‚. – JeÅ›li nie masz dla mnie nic wiÄ™cej bÄ™dÄ™ już spadaÅ‚ – powiedziaÅ‚ klepiÄ…c latynosa po ramieniu. – Pewnie, ja tu jeszcze trochÄ™ posiedzÄ™ – uÅ›miechnÄ… siÄ™ do szklanki i obróciÅ‚ w stronÄ™ barmana. – MÅ‚ody! Jeszcze raz to samo! –
Enjoy