witam wszystkich:)
od 3 lat jestem z chłopakiem, różnie między nami bywa, raz lepiej, raz gorzej, ale generalnie kochamy się i wszystko byłoby nadal w porządku gdyby nie ostatnia sytuacja, która miała miejsce między nami.
nie chodzę do kościoła od jakichś 4 lat, wcześniej chodziłam, bo musiałam, jednak moja mama sama przekonała się, jakim wielkim nieporozumieniem jest instytucja Kościoła i sama przestała chodzić. jednak nie o moich poglądach chciałam tutaj pisać.
w ostatni piątek mój chłopak P. szedł na drogę krzyżową, moja mama jest mega wyluzowana i zadzwoniła do niego, że mógłby czasami wziąć mnie do Kościoła. ich rozmowę słyszał tato mojego chłopaka. warto dodać, że jego rodzice są katolikami, co niedziele w Kościele itd, mój P. tak samo. chodzi bo chce, nie dlatego, że musi. odbiegam od tematu.
po usłyszeniu rozmowy tato P. zaczął się wypytywać czy pójdę na tą drogę i jak to w ogóle ze mną jest. na końcu dodał, że jestem na pewno nie wierząca co według niego chyba całkowicie przekreśla człowieka. kiedy byłam u niego kilka dni później jego tato ogólnie miał mnie w dupie, nie odpowiedział na ' do widzenia'.
P. powiedział, że teraz jego bracia, ich dziewczyny wszyscy wiedzą o tym, że na świętach nie byłam w Kościele.
Przykro mi, że po 3 latach znajomości z nimi wszystkimi traktują mnie jak jakiegoś 'wyrzutka'
na pewno nie zmienię swoich poglądów dla ludzi, dla których jedyną i najważniejszą wartością określającą człowieka jest to czy chodzi do Kościoła, czy nie.
w czym tkwi mój problem? nie wyobrażam sobie naszej przyszłości. nie wyobrażam sobie teraz relacji z jego rodziną.
może ktoś z Was był kiedyś w podobnej sytuacji i mógłby napisać jakie wybrał rozwiązanie ?:)
Pozdrawiam.
_________________
" after jesus and rock n roll coludn't save my immoral soul, well i've got nothing left to lose"