Czeka mnie II faza rewitalizacji. Umówiłem wizytę u fryzjera poleconego na lokalnym forum. Może za szybko podjąłem decyzję. To mały lokal w centrum miasta i on siedzi tam sam. Podobno najlepszy jest w Millenium. Tam chodzą celebryci. Strzyżenie kosztuje o 15 zł więcej. Dowiedziałem się za późno. Tak jest, gdy ciężko znaleźć opinie w sieci, bo klienci polecają sobie fryzjerów pocztą pantoflową. Co teraz?
Pierwszy raz idę do fryzjera z wyższej półki i cały czas myślę, co mi odstawi na głowie, czy będzie stosował jakieś mazidła, a może mnie wygoni z salonu. Nie mam zdjęć fryzur, z katalogu też nic nie wybiorę, bo się nie znam. W Internecie trudno znaleźć fryzurę łatwą w utrzymaniu. Przeważnie kitki typu piłkarz Dawid Beckham i kilka innych nazwisk z telewizorni. Fryzjer w katalogu może mieć to samo.
Po co to wszystko? Czy mogę coś zmienić w życiu? Czy nagle laski zaczną oglądać się za mną na ulicy? To stawka, gdzie coś zyskam, ale wiele stracę. Zyskam modny wizerunek, ale przede mną i tak wiele pracy. Stracę cenny czas na zakupy, fryzjerów, stylistów, półgodzinne układanie fryzury, sztuczny fejm i randki z przypadkowymi dziewczynami, po czym każda cię ostrzyże z ciężko zarobionych pieniędzy i kopnie dla następnego. Pchać się do polityki to też ryzyko. Chyba uległem presji społecznej. Przecież fryzjer osiedlowy strzygł mnie maszynką na 2 cm i efekt nie był aż taki zły. Po miesiącu da się postawić włosy bez żadnego żelu. Trochę wtedy wyglądam jak małpa. A wystarczy nie szlajać się po centrach handlowych i festiwalach. Na mieście i na uczelniach większość jest normalnie ubrana i nosi standardowe fryzury. Widocznie pokemony nie mają co robić po godzinach i łażenie po galeriach to ich jedyna rozrywka. Nawet z menela można uczynić celebrytę, ale nie zmieni to faktu, że dalej będzie menelem.