Cześć, w zeszłą środę rozstałem się z dziewczyną. Powodem... sam nie wiem co było powodem. Powiedziała, że chyba nic już nie czuje, bardziej widzi we mnie przyjaciela, niż chłopaka, kocha mnie, ale jak osobę dla niej ważną, do której ma sentyment, ale chce o mnie dbać. Ale po kolei:
Byliśmy parą ponad rok (od maja 2014). Byliśmy dla siebie pierwszymi mamy po 20 lat. Do wszystkiego dochodziliśmy bardzo powoli. Poznaliśmy się w liceum. Zostaliśmy parą po 4 miesiącach randkowania, po 2 miesiącach związku wyznaliśmy sobie miłość. Ona zawsze była bardzo uczuciowa w stosunku co do mnie. Nie byłoby dnia, w którym nie napisałaby mi co najmniej 5 razy, że mnie kocha (na Facebooku słowo "kocham" w naszych rozmowach padło ponad 4 tysiące razy podczas tego roku, a samych wiadomości wymieniliśmy ponad 223 tysiące), że tęskni za mną, że chciałaby, żebym był już przy niej, że smutno jej beze mnie, co jakiś prosiła mnie żebym zrobił sobie dla niej zdjęcie, bo chciała mnie zobaczyć. Kiedy nie widzieliśmy się dłużej niż 3 dni nie mogła już wytrzymać. Zawsze, kiedy do niej jechałem pisała mi wiadomości, żebym się pośpieszył, bo ona chce się przytulić, bo czeka. Podczas zimy każdego wieczora pisała mi, że jest jej zimno, że chciałaby żebym był z nią i ją ogrzewał, prosiła mnie, żebym z nią spał, bo ona to lubi, bo chce się przytulić i zasnąć. Po prostu słodycz się z niej wylewała.
Wielokrotnie pisała mi, że ona nie chce nikogo innego, że kocha mnie za wszystko, pomimo, że nie jestem idealny, to nie chce innego chłopaka, bo drugiego takiego już nie znajdzie. Nazwała mnie "najlepszym" Pisała, że nie chce mnie zostawiać, i pytała się smutna, czy ją kiedyś zostawię. Mówiła, że tęskniłaby i płakała za mną dniami i nocami, a jej życie byłoby puste i pozbawione sensu.
Starała się, dbała o mnie, zawsze była przy mnie, wspierała i rozmawiała ze mną. Chciała dla mnie jak najlepiej. Dla przykładu - kiedyś, nawet całkiem niedawno sama z siebie kupiła mi krem do twarzy, bo powiedziała, że mam za suchą skórę i muszę o nią dbać.
Wiele razy mówiła mi, że kocha mnie za moje zasady, za szacunek do rodziny, i za to, ze mam wartości, których większość facetów po prostu nie ma. Mówiła, że jestem dobrym człowiekiem i cieszy się, że takiego znalazła. Mówiła, że mam swoje wady, ale ona nie zwraca na mnie uwagi, bo nie są to ważne rzeczy, i kocha mnie za inne rzeczy.
Wszyscy, łącznie z jej rodzicami byli za nami, mówili, że jesteśmy fajną parą, widać, że się kochamy i nam na sobie zależy. Jej mama nawet powiedziała kiedyś, że czuję, że zostaniemy ze sobą już do końca. Kiedyś byliśmy w knajpie, i po prostu siedzieliśmy przy jednym stoliku. Potem okazało się, że obok siedział znajomy jej mamy, który powiedział jej, że wyglądaliśmy jakbyśmy świata poza sobą nie widzieli.
W międzyczasie kręcił się wokół niej pewien chłopak. Gadali na fejsie od początku roku, spotkali się 3 razy. Zapewniała, że to tylko kolega, nie podoba jej się, nie patrzy na niego, a ja jej ufałem bezgranicznie.
I to trwało długo, ta sielanka i błogie życie. I nagle, bo niedawno, to było no nie wiem, dosłownie PÓ£TORA MIESI¡CA temu, jakoś w połowie lipca coś się w niej zmieniło. Zaczęły się wątpliwości, głupie myśli. Nadal kochała, niby chciała ale coś ją dręczyło. Coś w niej pękło i zmieniła się o 180 stopni. Mówiła jedno, myślała drugie, czuła trzecie. Brakowało jej uczucia, euforii, pożądania. Powiedziała, że brakuje jej szaleństwa między nami. Między nami było wszystko: zaufanie, wsparcie, troska, wspólny czas, dbanie o siebie, poświęcenia, rozmowy, czułe słówka, intymność. Brakowało jedynie tej euforii co na początku, no i seksu, który nam od 3,4 miesięcy nie wychodził pomimo starań. Wady, których wcześniej nie widziała, teraz stały się powodem, dla których traciłem atrakcyjność w jej oczach. Zamiast usiąść ze mną i porozmawiać jak dorośli, powoli odpuszczała. Tłumaczyła sobie to, że skoro to wszystko opadło (według niej za szybko) to "to po prostu nie to" Niby walczyła, ale to wyglądało raczej tak, jakby ona kazała mi się zmienić, znaleźć pasje, zaskakiwać ją, po czym po prostu usiadła i czekała na to, aż nasz związek stanie się znowu wędrówką po raju. Ja myślałem, że to we mnie jest problem. Nadal byliśmy razem, mówiła, że te wątpliwości są słabsze, a jak jest ze mną to już ich nie ma. Potem jednak znowu wróciły.
Raz ze mną zerwała, mówiła, że jest pewna, że mnie nie chce itp... ale tego samego dnia zapłakana napisała, że nie może beze mnie żyć, że chce wrócić... byliśmy razem 2 tygodnie, po tym czasie to wróciło.
Zerwaliśmy w środę. Jeszcze w niedzielę byliśmy w kinie, przytulała się, mówiła że kocha. W poniedziałek napisała mi, że znowu to czuje, i że musimy się spotkać.
Kiedy się rozstawaliśmy, nie powiedziała mi chyba ANI jednego miłego słowa. Ja nie wiem, może za dużo oczekiwałem, ale kurcze, chyba jak ktoś kończy roczny związek, mógłby chociaż powiedzieć, że "to był wspaniały czas" albo "jesteś wspaniałą osobą, na pewno znajdziesz kogoś, z kim ułożysz sobie życie". Chociaż by podziękowała za wszystko. A ona ? Po prostu przyszła, powiedziała, że z jej strony jedyną opcją jest rozstanie, że nie będzie powrotu i tyle. Powiedziała, że nigdy się dobrze nie dogadywaliśmy, że nie mamy nic wspólnego, i że ona od początku czuła, że to nie to, że ostatnio nie tęskni za mną, pomimo tego, że jeszcze do połowy lipca mówiła zupełnie odwrotne rzeczy. Powiedziała, że już jej nie pociągam.
Mówiła różne rzeczy, że za jakiś czas możemy się do siebie odezwać, a jeśli pojawią się myśli o powrocie, to się zastanowi.
Gadałem z jej koleżanką tydzień po rozstaniu, powiedziała, że dziewczyna to bardzo przeżywa, płacze, jest smutna. Powiedziała, że chce o mnie dbać i niedługo się do mnie odezwie. Nie rozmawiałem z nią od rozstania, ponad tydzień.
Myślę, że ona jest niedojrzała i nie wie, co to miłość. Ale ja też nie wiem, w końcu to moja pierwsza. Ja podchodzę do tego inaczej i ona inaczej. Z tego co ja widzę, ona chciałaby, żeby każde nasze spotkanie u niej kończyło się seksem (co BARDZO kłoci się z jej charakterem, bo ona jest grzeczna), żebyśmy się cały czas przyciągali, całowali, przytulali (a ma problem z pocałunkiem w miejscu publicznym), a żeby na mój widok serce biło jej mocniej, a ona czuła się jak w niebie. Ja mam inaczej, wiadomo, że sfera fizyczna jest bardzo ważna, ale dla mnie ważniejsze jest zaufanie, wsparcie, akceptacja, troska o drugą osobę, chęć pomocy, wspólny czas, wygłupy, przytulanie, poczucie, że jest się dla kogoś ważnym a także małe gesty, jak zrobienie herbaty, kolacji, wymasowanie stópek, albo kupienie kwiatka, czy choćby zapłacenie za pizze albo zabranie do kina. Wiadomo, że chce z nią uprawiać seks, dużo seksu, ale to wymagało u nas po prostu czasu.
Co robić ? Pomóżcie. Kocham ją i tęsknie...