Ale warto się pocieszyć, że nad morzem Czarnym w pobliżu St. Constantine and Helena syf jest większy niż u nas.
Pierwszego dnia pobytu powiedziano nam, że nazwa pochodzi od tego, że w tym zbiorniku nie ma żadnych zwierząt. Zdziwiło mnie to tym bardziej że właśnie coś śliskiego dotykało moją nogę
Zanurzałam rękę, złapałam intruza, a właściwie arbuza... a jeszcze dokładniej samą skórkę. Fuj. Pływa tam dosłownie wszystko. Kubeczki, folia, owoce a nawet obce gacie. Szkoda, bo akurat w naszej zatoczce były boskie fale, a każda przynosiła kupę takiego syfu
Na plaży nie lepiej, plastikowe widelce sterczące z piasku i zakopane kubeczki.
Przed wyjazdem wstydziłam się kupić pierwszego bikini, wybrałam jednak strój jednoczęściowy. Na plaży ludzie nie czuli absolutnie żadnego skrępowania i niestety mieliśmy przyjemność oglądać otyłe lejące, w dużej mierze nagie ciała. Rok później ksiądz był ostrożniejszy przy wyborze plaży, tak trafiliśmy do Bośniackiego Neum (tak, jeżdżę na wyjazdy z parafii, są świetne).
Ogólnie Bułgaria kojarzy mi się z zapachem moczu i zgnilizny