Więc tak, zwracam się do was o poradę. Wiem, że może wydać się wam to głupotą ale trudno, zaryzykuję.
Zacznę może od tego, że kocham ruch, bieganie za piłką, jazda konna itp.... Jak przychodzę z szkoły to aż mnie korci żeby pojechać do stadniny ale...... no właśnie to ale:/ Bardzo chciałabym tam pojechać ale nie mam czym, oczywiście tato ma samochód ale najczęściej jest w pracy (lekarz) a mama nie ma. Chciałam jeździć autobusem ale nastraszyli mnie, że podczas czekania na transport jakieś wieśniaki (dosłownie) mogą się do mnie przyczepić. Próbowałam mamie powiedzieć aby pożyczała samochód od dziadka, który już nim prawie w ogóle nie jeździ aby mnie zawoziła do koni to powiedziała, że jej się nie chce codziennie mnie zawozić do koni. Najgorsze, że jak jestem w domu to na mnie krzyczy abym zaczęła coś robić bo niby tylko śmiecę i nic nie robię. Mówi, że mam za mało kontaktów z ludźmi i nie opłaca mi się jeździć do stadniny, ponieważ największy wtedy mam kontakt z końmi a nie z ludźmi. Tylko, że ja właśnie najlepiej rozumiem konie a nie ludzi. Próbowałam jej powiedzieć aby mi może kupiła konia to pozbędzie się mnie na cały dzień, odpowiedziała mi, że bujam w obłokach. Pewnie niektórzy sobie pomyślą, jeśli mieszkam w domu z ogrodem to dlaczego nie wyjdę do swojego ogródka?! Odpowiedź? Ponieważ codziennie od 13:00 do 1:00 mam pacjentki na podwórku!
Teraz może dodam kilka informacji aby to poukładać. Mam działkę (15min drogi samochodem) 8h i strasznie mi jej szkoda, jest tam śliczny drewniany domek las i puste pola..... Pomyślałam sobie, że możemy przecież pożyczyć od dziadka samochód żeby tam jakoś dojechać (mieszkamy na tym samym ogródku) i jakoś zagospodarować to tak aby stanął tam boks dla konia, zwłaszcza, że ja mam we krwi konie (znacie Iwanoskich??). Jeśli chodzi o to czy nas stać to otrzymacie odpowiedź pozytywną. Została jeszcze kwestia pacjentek, ponieważ mamy psy (jeden w typie charta) ktoś musi je wyprowadzać i to spada na mnie. Jeśli byłabym na tej działce kłopot zniknąłby na zawsze. W domu czuję, że marnieję, usycham. Nienawidzę siedzieć w domu. Nauka, nauką ale co mam zrobić z tymi pięcioma godzinami? Niestety jestem zmuszona siedzieć na tyłku i czekać na drugi dzień.
Co myślicie na ten temat? Bo mnie strasznie dobija i kilka dni zbierałam się w sobie aby go napisać.
P.S. Jest tak już od kilku lat, nie wiem co mam zrobić, są to dla mnie męczarnie psychiczne i fizyczne.