FUCK. Czas na mnie, przyszedł ten dzień w którym ja napiszę coś od siebie i założę temat na forum o problemie .Dopadło mnie
Dobrze więc moi drodzy zacznę jak najprościej się da.Jestem w związku.Trwa on prawie 10,5 miesięca .Od jego początku zastanawiałem się czy warto zaczynać ten związek.Nie byłem pewien czy ma to sens bo miałem mieszane uczucia co do moich przekonań,do tego skomplikowana sytuacja bo poznałem dzięki niej moją dalszą część rodziny.Sprawę pogrążał fakt iż mieszkamy w bardzo niedalekiej odległości od siebie (900mb).
Mineło te 10 miesięcy i jestem w związku na którym tak naprawdę średnio mi zależy. Chodzi za mną przekonanie od dłuższego czasu że gdybym spotkał inną kobietę z moją obecną partnerką rozstałbym się w 90 %. Może to przez charakter,różniący nas obydwoje, jej rodzinę z którą mam średnio-neutralne relacje.
W zeszły weekend mieliśmy kłótnie.Umówiłem się z nią na wieczór, mieliśmy się zobaczyć wieczorem lecz ja wybrałem spotkanie ze znajomymi w Warszawie.Rozumiem ją,i tą sytuację za co przeprosiłem ją po 2 dniach.
Dzisiaj usłyszałem że jedzie gdzieś do swoich znajomych na weekend , dalej za Warszawą. Miała nadzieję że z nią pojadę. I tutaj dochodzimy do momentu w którym uświadamiam sobie że nie jestem w stanie wyrzec się dla niej pewnych rzeczy i poświęcić się. Nie mam ochoty tak samo jak i na wyjście gdzieś na urodziny z nią w dzień poprzedzający wyprawę za Warszawę.
Usłyszałem zarzuty że nie wychodzę z jej znajomymi,to prawda lecz... jej znajomi mieszkają daleko od nas, jakieś 40 km gdzie ja swoich mam w promieniu 10 km .Bardzo rzadko się spotykają a mi dostaje się że nie pojadę z nią to jej zrobią krzywdę.Odnoszę wrażenie że ma problem z pojęciem małżeństwo o związek w wieku 20 lat,wszyscy mają swoich
Mam wrażenie w tym związku że wszystko robię tak aby było poprawnie.Nie ma w tym na pewno miłości, nawet nie wiem czy jest jakieś uczucie. Jest to bardzie sytuacja mam dziewczynę aby nie być samotnym i boję się że nie znajdę nowej. Wielokrotnie układałem w głowie sytuację kiedy dojdzie do rozstania i co powiem jej na odejscie. Jeśli ten zwiazęk przetrwa nawet i przyszły weekend to i tak jest to już załamanie, kolejne pęknięcie na lodzie. P
Pewnie powalczę jeszczę trochę ,zakładałem że roztanę się z nią jak już dopiero po wakacjach a widzę że realia mogą okazać się inne. Boję się trochę rozstania bo tak jak mówiłem boję się też trochę tej samotności, przywiązanie i nawyki też robią swoje.
Mam do was więc pytanie: Czy byliście kiedyś w takim związku? Byliście w podobnej sytuacji? Co wtedy zrobiliście?Może ja za dużo wymagam od ludzi i nie nadszedł jeszcze dla mnie czas na poważne zwiazki?
Pozdrawiam