Panel logowania

Nie masz jeszcze konta na e-Mlodzi.com?

Zarejestruj siê!

Zapomnia³eœ has³a?

Przypomnij je

Autor

Wiadomo¶æ

Sagad  

Hiper wymiatacz

Pacyfista



Wiek: 34

Do³±czy³: 27 Pa¼ 2008

   

Wys³any: 2008-11-03, 01:11   [opowiadanie] - Kropla Cienia

Takie tam piśmidło. Miłej lektury. Sporo jej może komuś się spodoba, a jak nie to usunę jeśli nikt nie będzie oczekiwał dalszych części i losów.

Kropla Cienia
Rozdział I - Początek


Przez korony drzew przebijał się blask księżyca oświetlając ścieżkę biegnącą przez las pomiędzy drzewami. ¦ciółka jest uboga, żadnych krzewów czy niskich drzewek jedynie mech, który przykrywała gruba warstwa liści. Na liściach widać było ślady krwi tworzące wyraźny trop. Nagle coś zaszeleściło, gałąź jęknęła gdy krukoszczur zerwał się do lotu wystraszony szelestem. Między drzewami pojawiły się najpierw niewyraźne sylwetki pięciu postaci, które najwidoczniej kierowały się krwawym tropem. Byli lekko ubrani na twarzach chusty dwie osoby miały kaptury na głowach, wszyscy trzymali w gotowości ciężkie kusze. Widać było w nich pośpiech, gonili kogoś i bardzo im zależało by go dopaść. Ciszę przerwał głos wysokiego bruneta bez jednego oka.

- Kalin, jak sÄ…dzisz jak daleko jest?
- Sądząc po tym że zaczęliśmy go ścigać tuż po tym kiedy stracił ucho jesteśmy całkiem blisko jego pozycji Malkolmie. Fakt jest szybszy od nas, i dużo bardziej sprawny ale...
- UWAGA! - Krzyknął młody rudowłosy współtowarzysz

Tuż przed nimi spadł wielki na trzy metry wilkołak z urwanym lewym uchem. Jednym uderzeniem posłał Kalin'a na pobliskie drzewo. Przez las przetoczył się głuchy odgłos pękających kości. Wilkołak zawył gdy przez jego ramie przebił się kołek wystrzelony z kuszy jednego z mężczyzn. Wpadł w furię, rzucił się z rykiem na Malkolma. Jednak Malkolm odskoczył w bok i trafił z kuszy w nogę wilkołaka po czym poślizgnął się na wilgotnych liściach. Sam wilkołak padł na ziemię wzbijając w powietrze mnóstwo liści. Lecz to nie był koniec. Równie szybko jak padł zerwał się na równie rogi i po raz kolejny szarżował na kruczowłosego. Malkolm leżał na ziemi bezbronny bez kołka w kuszy, zasłonił się rękami przygotowując się na miażdżący cios istoty, jednak wilkołak zawył i poczuł jak przygniata go jego cielsko. Gdy odsłonił twarz zobaczył na sobie leżącego wilkołaka z dwoma kołkami w ciele. Jednym wbitym trochę powyżej szczęki drugim pomiędzy żebrami. Po chwili podbiegli do niego jego towarzysze.

- Nic ci nie jest?
- Czy ty sobie kpisz do cholery?! Wiesz jak mu śmierdzi z tego pyska?! Zdejmijcie go ze mnie!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem i pośpiesznie ściągnęli z niego wilkołaka. Jednak radość szybko przerodziła się w smutek. Wszyscy podeszli do ciała Kalin'a, jego czaszka była rozłupana, a na drzewie było widać krew oraz resztki mózgu. Reszta ciała nie wyglądała lepiej. Kości były pogruchotane przez co jego ciało wyglądało jakby był laleczką wypełnioną sianem.

- Nie jest dobrze. Rada nie będzie zadowolona ze straty Kalin'a - zapadła cisza - Jednak musimy zabrać jego ciało.

Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i dwóch z nich wzięło jego ciało. Cała grupa znikła między drzewami stapiając się z nocą.

Rozdział II - ¯ądza krwi

Jako najmłodszy syn rodziny Ravencliff, Markus nie miał łatwego dzieciństwa. Jego trzech starszych braci było pupilkami rodziców zaś Markus zawsze pozostawał w cieniu nie ważne co robił. Z rówieśnikami było podobnie. Wiele osób naśmiewało się z niego, zabierano mu jego księgi oraz wszelkie przybory które nosił ze sobą. Często koledzy znęcali się nad nim wylewając na niego atrament, niszcząc ubrania czy podpalając jego blond włosy pochodniami. Miał już tego dość i przeciwstawiał się temu lecz szybko kończyło się to dla niego wieloma siniakami oraz innymi obrażeniami. Pewnego dnia wracając ze sklepu z bronią w którym pomagał kowalowi zauważył na słupie ogłoszenie:

"Szkolenie z zakresu różnych technik walki.
Broń biała, obuchowa oraz strzelecka.
Szkolenie zostanie zorganizowane na Tarczowej Górze w zamku królewskim.

Koszt: Dziesięć sztuk złota"

Popadł w euforię. To była świetna okazja by nauczyć się walczyć i zemścić się na tych, którzy tak go poniżali.Biegiem wrócił do domu, gdzie jak zwykle nikt go nie zauważył. Wpadł do pokoju zdyszany i wyciągnął spod łóżka mała sakiewkę, która lekko brzęknęła. Otworzył ją i wysypał na łóżko kilkadziesiąt złotych monet. Przeliczył i zabrał dokładnie dziesięć. Resztę schował i ukrył pod łóżkiem by nie zostały zagrabione przez jego pazernych braci. Po tym rzucił się na łóżko marząc o jutrze, kiedy uda się na Tarczową Górę. Jego zielone oczy były przepełnione radością, a średniej długości włosy rozpłynęły się na łóżku. Delikatne światło zachodzącego słońca oświetlało cały pokój, którego ściany przybrały kolor pomarańczowo-czerwony. Nagle w jednej chwili poczuł się niesamowicie zmęczony i jego oczy zamknęły się.

¦wiatło porannego słońca wpadało do pokoju przez okno. Markus otworzył swoje zaspane oczy i syknął z bólu. ¬renice nie zdążyły się dostosować do tak mocnego światła i zaczęły go dotkliwie boleć oczy. Zmrużył powieki by nie oślepnąć i usiadł na łóżku. Był już ubrany. Zresztą w swój jedyny strój jaki posiadał ponieważ rodzice kupowali wszystko jego starszym braciom. Prosty ale wygodny ubiór, który składał się z wełnianej bluzy, skórzanej kamizelki, oraz wełnianych spodni. Wszystko nie było zbyt ciekawie dobrane kolorystycznie, ale to mu nie przeszkadzało liczyła się dla niego funkcjonalność. Wstał i wyszedł z pokoju by zrobić sobie śniadanie. W kuchni był tylko jego najstarszy brat Nelit który miał krótkie kruczo czarne włosy tak samo jak jego ojciec oraz niebieskie oczy po matce. Siedział jedząc kawałek chleba z pastą czosnkową i czytał zawzięcie księgę "Trzysta sześćdziesiąt sposobów na wyciąganie informacji". Pracował on jako strażnik miejski. Markus podszedł do spiżarki i wyjął chleb oraz parę kawałków mięsa. Ukroił dwie kromki i zjadł je wraz z mięsem. Popił to sokiem z marchwi który stał na szafce i wyszedł szybko. Jego celem była Tarczowa Góra, która leżała sześć tysięcy kroków od Felindor miasteczka w którym mieszkał. Szedł dość długo zanim dotarł do zamku. Jego nogi odmawiały posłuszeństwa. Ból mięśni był nie do zniesienia do tego to pieczenie stóp spowodowane zbyt ciasnymi butami. Przed bramą stało dwóch wartowników w zbrojach, które mieniły się odbijając promienie słońca, a ich długie piki wyglądały na ostre i gotowe by zadać śmiertelny cios intruzom. Zamek należał do rodziny Ferdorinów, którzy to zbudowali go w Wieku Czynów jakieś osiemset czterdzieści wiosen temu. Założycielem był pierwszy Ferdorin Borolin Bólosiewca. Był świetnym strategiem oraz panem lecz mniej przychylni mu, mówili że kontaktuje się z demonami by mu pomagały w rządach. By wejść na zamek trzeba było przejść przez most zwodzony nad fosą. Markus wyszedł na plac gdzie było już mnóstwo ludzi oraz nieludzi. Elfy, gnomy, niziołki oraz inne istoty zamieszkujące Felindor oraz sąsiednie wioski takie jak Nebilin oraz Gerindul. Na szczęście nad punktem wpisowym była tablica "Zapisy" więc szybko udał się w tamtą stronę. Musiał na razie stać w kolejce i czekać aż przyjdzie jego kolej więc zaczął się rozglądać z zaciekawieniem po zamku. Pierwsze co rzuciło mu sie w oczy to biblioteka zamkowa. Nie wiedział że jest coś takiego na zamku. Uwielbiał czytać różne księgi było to jego pasją. Kolejka szybko się kurczyła i w końcu przyszła jego kolej. Za stołem siedział gruby mężczyzna w podeszłym wieku. Jego siwa broda oraz kępki włosów na głowie poruszały się przez wiatr w dziwny sposób. Jego twarz była bardzo pomarszczona i wydawała się jakby był on bardzo zmęczony życiem. Oczy były prawie czarne. Za nim stało dwóch strażników którzy obserwowali bacznie otoczenie grożąc swoją bronią. Podniósł wzrok znad pergaminu i spojrzał na Markusa mówiąc:
-Imię i ród? - jego głos był bardzo spokojny i wyważony
-Markus Ravencliff
-Wiek?
-Piętnaście i pół wiosny
-Rodzaj sztuki walki jaką chcesz trenować?
-Walka bronią białą
-Yhm tak dobrze dobrze a jaką dokładnie bronią? - notował wszystkie informacje na pergaminie - Mieczami, sztyletami?
-Mieczami! - odparł Markus bez zastanowienia
-Dobrze poproszę dziesięć sztuk złota
Markus wyciągnął rękę z zapłatą, którą mężczyzna schował do drewnianej szkatułki stojącej za nim. Chłopakowi zaś dał pergamin, którego będzie używał jako identyfikatora. Odszedł od stolika i stanął pod jedną ze ścian czekając aż kurs się zacznie. Po dwóch odwróceniach klepsydry, wyszedł na plac wysoki dobrze zbudowany mężczyzna o rudych, długich po pas włosach. Był ubrany w luźny skórzany płaszcz koloru piasku. Wraz z nim wyszło sześciu chłopaków wyglądających na jakieś osiemnaście wiosen. Każdy był ubrany w szare szaty z zielonymi pasami na torsie. Nieśli oni po dwóch żelazne skrzynie w których najprawdopodobniej znajdowało sie uzbrojenie dla uczniów. Postawili je na ziemi, a mężczyzna rozejrzał się po zgromadzonych, wziął głęboki oddech i zaczął mówić:
-Witam was - przerwał - Nie oczekiwaliśmy tak licznego przybycia. Tu w tych skrzyniach znajduje się uzbrojenie dla każdej grupy. Tak więc niech wszyscy którzy wybrali naukę walki bronią białą ustawią się na lewo, bronią obuchową po środku, a Ci którzy wybrali łucznictwo niech staną na prawo.
Zapanowało zamieszanie wszyscy zaczęli ustawiać się tak by nie pomylić grup. Markus szybko ruszył spod ściany i ustawił się na lewej stronie placu. Trochę zabrało czasu by wszyscy ustawili się na miejscach. Skrzynie zostały ustawione przed grupami i otwarte. Znajdowały się tam niesamowite ilości sprzętu. Miecze, sztylety, topory, kije, łuki, kusze oraz inne. Po otwarciu skrzyń wyszły jeszcze trzy osoby i stanęły przed każdą z grup. Przed grupą w której był Markus stanęła średniego wzrostu kobieta o brąz włosach. Była wysportowana w ręku trzymała lekko zakrzywiony miecz wyglądający trochę jak odwrócony sierp. Miała na sobie wysokie skórzane buty, spodnie oraz kolczugę na torsie spod której wystawała skórzana kamizelka. Wyjęła zza pasa pergamin i zaczęła czytać nazwiska zapisane na liście. Inni trenerzy robili tak samo. Każdy po kolei wychodził na przód po swój oręż w końcu nadeszła chwila na Markusa. Trochę niepewnie ruszył przed siebie. Wyszedł przed tłum. Kobieta pochyliła się nad skrzynią i wyciągnęła dla niego długi ćwiczebny miecz. Wziął go od niej, nie był dla niego od zbyt ciężki ponieważ przyzwyczaił się do noszenia ciężarów u kowala. Odwrócił się i wrócił na miejsce. Trening się rozpoczął. Ci którzy wybrali broń biała oraz obuchową uczyli się na placu ruchów oraz technik, zaś Ci którzy wybrali łucznictwo zostali zabrani na strzelnice. Było ciężko ich instruktorka ich nie oszczędzała od razu rzuciła ich na głęboką wodę. Markus szybko pojął ruchy i robił gigantyczne postępy. Miecz leżał pewnie w jego dłoni co najwidoczniej zostało zauważone przez nauczyciela. Kobieta dość często spoglądała na niego jak wykonuje ćwiczenie. Po kilku pokazanych ruchach instruktorka kazała powtarzać wszystkim ruchy i chodziła między nimi poprawiając błędy. Obejrzała dokładnie wszystkich po czym powiedziała:
-Dobrze przestańcie już - zrobimy małe zawody - kto mnie trafi dostanie z powrotem pieniądze za szkolenie. Każdy ma tylko trzy ciosy żeby mnie uderzyć. Jest jakiś chętny? Nie bójcie się będziemy używać drewnianych mieczy by nikomu nic się nie stało.
Nagle wszyscy rzucili się do wyzwania, prócz Markusa któremu na tym nie zależało. Instruktorka ustawiła wszystkich w kolejce i zapraszała wszystkich po kolei. Pierwszy ruszył szarżą na nią, nauczycielka zrobiła trzy uniki i uderzyła ucznia w plecy który leżał na placu jak długi. Inni kończyli podobnie. Kolejka szybko się kurczyła i w końcu nikt nie został. Kobieta rozejrzała się po wszystkich i spytała:
-Czy to już wszyscy?
-Tam jeszcze jest jeden pod ścianą - krzyknął ktoś z grupy
-To ten osioł Markus Ravenciff - krzyknęła inna osoba po tym cały plac wybuchnął śmiechem
-Spokój - warknęła instruktorka i odwróciła się w stronę chłopaka - Markus może spróbujesz odzyskać swoje pieniądze?
-Nie zależy mi - odparł jej chłodno
-Hmmm to może udowodnisz im że nie jesteś osłem?
To było jak dolanie oliwy do ognia. Markus zerwał się spod ściany i żwawym krokiem ruszył do instruktorki. Wyrwał drewniany miecz jakiemuś chłopakowi i stanął naprzeciw kobiety wyciągając miecz w jej stronę w pozycji obronnej. Zapadła cisza, trenerka również ustawiła miecz w odpowiedniej pozycji. Markus cofnął miecz i jednym skokiem był już przy przeciwniczce, która była zaszokowana jego szybkością i ledwo uniknęła pchnięcia. Nie miała dużo czasu na reakcje gdyż już nadciągał kolejny cios skierowany w jej twarz. Odskoczyła i szybką kontrą chciała zakończyć walkę, lecz Markus zablokował jej cios mieczem po czym było słychać tarcie drewna o drewno, szczęk metalu oraz jęk. Trenerka otrzymała cios w brzuch i klęczała na ziemi trzymając go. Markus rzucił miecz na ziemię, odwrócił się na pięcie i udał się do zamkowej biblioteki. Cały plac stał w osłupieniu nie mogąc pojąć tego co się przed chwilą stało.

W bibliotece panował półmrok gdyż była ona oświetlona tylko niewieloma pochodniami w powietrzu unosił się zapach kurzu i starego papieru. Wszędzie stały regały zasłane księgami. Było ich bardzo wiele o różnej tematyce. Co kilka z nich stał stół przy którym można było usiąść i w spokoju czytać księgi. W bibliotece było kilka osób jakaś dziewczyna stała przy informacji i wypytywała starszą kobietę siedzącą w punkcie gdzie znajdują się baśnie. Markus ruszył w tamtą stronę. Stanął za dziewczyną tak cicho że gdy ona się odwróciła wpadła na niego. Była młoda, miała długie czarne jak sadza włosy, piwne oczy i jasną cerę. Była ubrana dość bogato, co świadczyło o tym iż wywodzi się ze szlachty. Dziewczyna spojrzała na niego wyciągnęła rękę i swym melodyjnym głosem powiedziała:
-Przepraszam, jestem Liena Ferdorin, a Ty?
-Jestem Markus Ravencliff
-Ah tak! Widziałam Cię na placu jesteś naprawdę niesamowity Tirnina jest naszą najlepszą szermierką niesłychane że udało się Tobie z nią wygrać.
-Miałem po prostu szczęście - uśmiechnął się szeroko pokazując zęby
-Możliwe - odwzajemniła uśmiech - Miło się rozmawiało ale muszę już iść mój ojciec czeka, może kiedyś jeszcze nasze drogi się skrzyżują?
-Kto wie, żegnaj Lieno...
Dziewczyna lekkim truchtem pobiegła do regału wyjęła księgę i błyskawicznie znikła za drzwiami prowadzącymi na plac. Markus stał przez chwile dopóki ciszy nie przerwał skrzeczący głos staruszki:
-Co chcesz znaleźć kochaniutki?
-Szukam książki na temat magicznych grzybów. Znajdę tu jakąś?
-Zobaczmy - zaczęła przeglądać kartotekę - Ach! Jest taka księga w dziale "Magiczne zjawiska, rośliny oraz zwierzęta" musisz iść prosto do samego końca tym korytarzem - wskazała na długi ciemny korytarz po lewej - na pewno trafisz.
-Dziękuję
Ruszył korytarzem który kończył się średniej wielkości salą. Stały tu tylko trzy regały a miedzy nimi stał stół na którym stały świece. Nikogo prócz niego nie było w komnacie. Podszedł do środkowego regału i zaczął szukać księgi na temat grzybów, szukał wytrwale lecz nic takiego nie znalazł na pierwszej półce. Nagle coś szarpnęło go za ramie, odwrócił się i zobaczył przed sobą swojego największego oprawce Tomasa Del oraz jego dwóch pomocników Savga Barulen oraz Sil Metol. Tom szturchnął go mówiąc
-Co myślisz że taki mocny jesteś? Pamiętaj kto tu rządzi gnojku
-Wiesz co mam gdzieś Twoje prawa Del. Jeżeli chcesz żebym powtórzył to co zrobiłem z instruktorką to szturchnij mnie jeszcze raz
-Z przyjemnością! - krzyknął uderzając Markusa z pięści w tors tak mocno że zachwiał się i uderzył o regał stojący za nim a jedna z ksiąg spadła mu na głowę co wywołało szyderczy śmiech u całej trójki - No jak widać nie powtórzysz tego.
Po tych słowach Tom kopnął go w stopę i odszedł w stronę korytarza. To samo uczyniły jego pachołki Savga oraz Sil. Markus najpierw złapał się za obolały tors po czym ściągnął księgę z głowy. Była otwarta na stronie na której było widać postać w poszarpanym płaszczu, która stoi na cmentarzu z wyciągniętą dłonią w stronę rozkopanego grobu z którego wystawała koścista ręka. Na drugiej stronie było napisane "Nekromanci słyną z przyzywania z powrotem do życia umarłych dusz by im służyły zarówno jako wojownicy jak i służki domowe...". Markus z zaciekawieniem czytał kolejne wersy, po chwili zamknął księgę i przeczytał tytuł który był wytłoczony w skórze "Podstawy Nekromancji stworzone przez Tego który żyje wiecznie". Markusa przepełniła nagle żąda zemsty. W myślach powiedział sobie "To będzie lepsze niż jakaś głupia walka mieczami, najpierw ich zabije a później stworze sobie z nich sługów". Podniósł się, otrzepał i wybiegł z biblioteki. Musiał jak najszybciej dotrzeć do domu by rozpocząć naukę jego nowej profesji.
_________________
¯yjemy w czasach gdy kurewstwo wzbudza zachwyt, a cnota śmieszność
Gigmu - Darmowe Ogłoszenia Online
 

L.  

Pogromca postów

ultradoskonała



Wiek: 31

Do³±czy³a: 24 Wrz 2008

   

Wys³any: 2008-11-06, 12:40   

Fabuła na istny kryminał:) Ogólnie sprawia fajne wrażenie, momentami nawet porywa.
Błędy- ortograficzne w oczy mi się nie rzuciły, stylistyczne chyba też nie, ale sprawdzę później. Interpunkcja, zasady wprowadzania dialogów, JEDEN czas. Jeśli opisujesz coś w teraźniejszym, nie przechodź do przeszłego.
"- Sądząc po tym że zaczęliśmy go ścigać tuż po tym kiedy stracił ucho (...)"- ewidentny błąd w składni zdania.
Ogólnie nieźle.
_________________
Dreaming of screaming
Someone kick me out of my mind
I hate these thoughts I can`t deny


A thousand lies have made me colder
 

Sagad  

Hiper wymiatacz

Pacyfista



Wiek: 34

Do³±czy³: 27 Pa¼ 2008

   

Wys³any: 2008-11-07, 01:49   

Moja składnia jest do bani moja nauczycielka nawet mi to mówiła.

Myślę że to się spodoba. Pisane na żywca z głowy od razu na forum.

Rozdział III - Trzy strony lustra

Markus dotarł w końcu do domu. Była już późna noc więc wszyscy domownicy spali. Wszedł po schodach na górę do swojego pokoju. Zamknął drzwi i pierwsze o czym pomyślał to pójść spać. Wyprawa na Tarczową Górę strasznie go wymęczyła. Nie był wstanie myśleć o czymkolwiek. Wyjął tylko ze swojej torby księgę o nekromancji i wrzucił ją pod łóżko, po czym położył się i momentalnie zasnął.


W ciemnościach było słychać trzeszczenie kości uderzających o twardą podłogę korytarza. Na końcu gdzie przejście skręcało w lewo dało się zauważyć lekkie lśnienie. Zza rogu wybiegł szkielet, którego otaczała mało widoczna niebieska poświata. Wyglądał mizernie jednak magia użyta do stworzenia go trzymała wszystkie jego części na miejscu. Tors jego był zasłonięty skórzaną zbroją wzmocnioną pasami do której przyczepiony był długi miecz. W ręku trzymał trójkątną tarczę na której namalowana białą farbą była czaszka. Oczy szkieletu płonęły jaskrawą czerwienią. Przebiegł on cały korytarz i w biegu otworzył wielkie wrota prowadzące do komnaty. Była średnich rozmiarów, młody smok górski swobodnie by się w niej zmieścił. Przy ścianach lewitowały niebieskie kule ognia oświetlając całe pomieszczenie. Płyty podłogowe były popękane i wytarte. W suficie w kształcie łuku brakowało kilku cegieł. Szkielet klęknął i pochylił głowę mówiąc świszczącym magicznym głosem:

-Wzywałeś paniiie.

Przed nim unosiła się wysoka postać w szarym zniszczonym płaszczu, ramiona zdobiły purpurowe naramienniki ze złotymi wzorami. Czarne, zniszczone włosy opadały swobodnie na plecy. Za nią znajdowało się coś na wzór ołtarza na którym stała mała skrzynia. Postać gdy tylko usłyszała że jej sługa przybył odwróciła się do niego. Był to licz, wyschnięta skóra na jego ciele była pomarszczona. Oczy były szkliste, puste, bez życia nie reagowały na zmiany światła. Mag spojrzał na szkielet, zastanowił się chwilę i lodowatym, syczącym głosem powiedział:

-Nekrotomicon został znaleziony. Wezwałem cię Gerrthos ponieważ będziesz mi potrzebny by wykonać mój plan. Jeżeli ci się powiedzie uwolnię twoją duszę z niewoli. Jeśli nie, będziesz mi służył przez kolejne sto tysięcy lat. Idź na cmentarz w dolinie Terro zdobądź kilka ciał i wróć do mnie.

Szkielet zatrząsł się lekko. Po czym wstał zasalutował i wykrzyknął:

-Służba na wieki u władcy śmierci!

Po tym wybiegł szybko z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Licz odwrócił się do ołtarza i kontynuował swoje poprzednie zajęcie.


Szelest liści rozbrzmiewał w okolicy kiedy cztery postacie szły lasem ciągnąc za sobą martwego towarzysza. Las był gęsty na tym odcinku dużo krzewów oraz innej niskiej roślinności. Maszerowali już długo, a martwy Kalin ich spowalniał. Jednak nie mogli zostawić jego ciała.
- Jak my to wytłumaczymy? - spytał młody rudzielec
- Jak to jak do cholery?! - warknął Malkom - Normalnie powiemy co się stało!
- No tak ale...
- Ale co?!
- Wydaje mi się że rada nie przyjmie do wiadomości że najlepsza grupa łowcza straciła człowieka w tak prostej misji.
- Lepiej nad tym nie...

Przeszli przez krzaki i im oczom ukazała się dość duża polana. Na środku stała duża kamienna budowla przy której płonęły światła pochodni. Ruszyli w tamtym kierunku. Będąc w połowie drogi zostali otoczeni przez dużą ilość cieni. Z grupy dobiegł głos:
- Kto idzie?!
- Trzecia grupa łowców rady czyścicieli. Wracamy z misji której celem było zabicie wilkołaka Regula. Dowódcą jest Malkom Ractel. Straciliśmy jednego człowieka potrzebujemy pomocy.
- Dobra ludzie pomóżcie im.

Z grupy podbiegły do nich dwie postacie. Obie z żelaznymi maskami na twarzach oraz w kapturach. Przejęli oni ciało Kalin'a i ruszyli za grupą do wielkiej kamiennej budowli. Weszli do środka. Było tam ciepło i wilgotno. Podążali długim korytarzem zakończonymi kamiennymi dwu segmentowymi drzwiami, obok których stało dwóch strażników w ciężkich zbrojach. Przy pasach mieli po dwa miecze, które lśniły od magicznej energii. Gdy tylko się zbliżyli strażnik po prawej pociągnął za łańcuch zwisający z sufitu. Rozległ się dzwonek, a drzwi rozsunęły się. Weszli do gigantycznej pieczary. Pomocnicy wnieśli ciało i położyli je na środku zaś reszta grupy stanęła obok niego. Komnata była wysoka na kilka metrów, oświetlona była pochodniami, które dawały drżące światło. Przed nimi znajdowały się trzy sarkofagi. Na każdym z nich był inny wyraz twarzy. Na lewym uśmiech, na środkowym twarz przedstawiająca obojętność zaś na prawym złość. Gdy drzwi się zatrzasnęły ze środkowego sarkofagu dobiegł głos:

- Raport

Malkolm zrobił krok w przód. Wziął głęboki wdech po czym:

- Misja wykonana pomyślnie. Wilkołak nie żyje. Jednakże Kalin został zabity.
- CO?! - Dobiegł wrzask z prawego sarkofagu - WY NIEKOMPETENTNI DURNIE! JAK ¦MIECIE PRZYNOSIÆ TAK¡ INFORMACJE NAJWY¯SZEJ RADZIE?!
- Będzie można dać im kogoś nowego hihihi - dobiegł chichoczący dźwięk z lewego sarkofagu.
- Jak to się stało? - spytał środkowy.
- Zostaliśmy zaskoczeni. Spadł na nas z gałęzi Kalin szedł pierwszy, nie mogliśmy nic...
- ZROBIÆ?!
- Hihihi będzie można dać im kogoś nowego hihihi

Po chwili ciszy środkowy sarkofag przemówił:

- Dobrze. Kalin był dobrym żołnierzem. Zostanie pochowany jak żołnierz. Natomiast Wy macie następną misję. Necrotomicon został znaleziony. Wyczuliśmy wybuch czarnej magi który temu towarzyszył. Znajdźcie tego kto ją znalazł i zabijcie zanim wykorzysta księgę do złych celów. Musicie bardzo uważać jesteśmy pewni że Quast będzie próbował odzyskać księgę oraz pozyskać osobę która ją posiada. Teraz odpocznijcie i ruszajcie następnego ranka.
- Czy wiadomo gdzie mamy jej szukać?
- Nie. Wybuchy magi są bardzo trudne do zlokalizowania. Są ogromną siłą ale bardzo krótką.

Cała czwórka kiwnęła głowami po czym odwrócili się i wyszła przez kamienne wrota, które właśnie się otworzyły.
_________________
¯yjemy w czasach gdy kurewstwo wzbudza zachwyt, a cnota śmieszność
Gigmu - Darmowe Ogłoszenia Online
 

Forum m³odzie¿owe e-Mlodzi.com