Mam problem dokładnie taki jak tysiące moich rówieśników, ale uznałam, że muszę się wygadać, może zdobyć jakieś rady od doświadczonych osób.
W gimnazjum zaczęłam myśleć o Architekturze, jednak po pewnym czasie poznałam ciężkie realia m.in. egzamin z rysunku i szara perspektywa pracy. Rysunek to coś co absolutnie kocham, to w pewnym sensie mój nałóg, który muszę zaspokajać, jednak by przygotować się do takiego egzaminu trzeba chodzić na jakieś prywatne lekcje. To mnie zniechęciło, wiedziałam, że ciężko będzie znaleźć korepetytora w moim malutkim mieście, finansowo i czasowo też ciężko... Odpuściłam sobie to jeszcze przed końcem gimnazjum. Do liceum poszłam z myślą o Budownictwie i radośnie trwałam przy tym aż do tego roku szkolnego. W pewnym momencie usłyszałam od połowy (dosłownie!) mojej 35-osobowej klasy (mat-fiz), że wybierają się na ten sam kierunek. Poczytałam trochę w Internecie i okazało się, że to w istocie są oblegane studia, oczywiście nie brakowało też hejtów na temat trudności w znalezieniu pracy, konieczności zrobienia uprawnień budowlanych (na to akurat jestem gotowa i chętna) itd. Moje marzenia ponownie upadły jak WTC po 11 września. Następnie moją uwagę przyciągnęła Inżynieria Środowiska (nie mylić z ochroną środowiska), która także daje możliwość zrobienia uprawnień i wiąże się z projektowaniem sieci wodno-kanalizacyjnych lub wentylacyjnych. Myślę sobie "super, może to jest lepszy pomysł", ale opinie są podobne jak o Budownictwie. Ok, zmieniam branżę, lubiłam chemię, zdawałam z niej maturę, może Technologia Chemiczna lub Inżynieria Chemiczna i Procesowa? Słyszę kolejne hejty, że "nie ma pracy", albo, że "zarabia się grosze". Moja mama pracuje w laboratorium jako technik i mimo że lubi swoją pracę, to rzeczywiście nie ma możliwości zarobienia kokosów i przyznaje, że nie jest to łatwe zajęcie.
Widzę, że podświadomie kieruję się w kierunku budowlanki (chyba mam to w genach po ojcu), że chcę projektować, ale rozum mówi "STOP!". Kolejnym problemem jest miasto. Mieszkam w okolicach Łodzi i tamtejsza politechnika oraz całe miasto byłyby idealnym miejscem. Jestem baaardzo związana z moim domem, na studia idę bez żadnych znajomych, bo 70% jest napalone na Wrocław, a ja oprócz Łodzi rozważam jeszcze stolicę. Polibuda w Warszawie jest podobno trochę lepsza i... No właśnie, to tyle. Jest drogo i daleko, czuję że psychicznie będzie mi za ciężko. Prawdopodobnie będę skazana na akademik, co już jest moim nocnym koszmarem. Z Łodzi mogłabym przynajmniej często (nawet każdego dnia) wracać do domu, to wiele dla mnie znaczy. Wiem już, że nawet gdybym chciała iść na Budownictwo, to w Warszawie się na nie nie dostanę (inne przedmioty rekrutacyjne są punktowane). Moim problemem jest chyba ambicja, która mówi mi "Politechnika w Warszawie jest lepsza", ale z drugiej strony, to ja przecież nie zamierzam tam zostać po studiach. Chcę wrócić w okolice Łodzi, myślę, że gdybym tu studiowała, to będę chociaż trochę obeznana z tym rynkiem pracy.
Dziękuję za przeczytanie tego długiego wywodu. Liczę na Wasze komentarze/opinie zarówno na temat wymienionych kierunków jak i miast. Podzielcie się swoimi doświadczeniami. Nie oczekuję, że ktoś mi powie "idź tam, studiuj to", chcę po prostu z kimś na ten temat porozmawiać