Mam przyjaciółkę!
Nucę jej pieśni kościelne, uspokajają ją.
Sama nie wiem, co to za pieśni, gdyż nie uczęszczam na mszę świętą, lecz ona wie.
Czasami z nią bywam, kiedy jest zimno. Ona klęczy i się modli. Ja wygodnie siedzę i wdycham zapach kadzidła.
Nie ma mi tego za złe.
Opowiadam jej historię miejsca-"a tu podobno objawiła się Matka Boża".
-"tak oczywiście, niedowiarku. Musiałaś dodać to swoje PODOBNO. O za to cię uwielbiam."
Więc rozbawiona tam, dalej kontynuuję, że jeden turysta zapakował sobie kawałek drewna do portfela. Więc może ona też chce.
Klepię ten skrawek drewna, jakby to był tyłek klaczy.
- wkrótce nie będzie co wkładać do portfela.
Odrywam ten kawałek kory i daję jej.
Ona się śmieje z wszystkiego, co robię. Z moich historii o świętych miejscach. Ale one są zmyślone, jak cholera. Zmyślam.
Spożywamy razem. Rozkładamy serwetki na kolanach.
Ja serwuję kawę w porcelanowych filiżankach, srebrna taca itepe. Ciągle rozmawiamy.
Rozmawiamy, nasze Tak. W tym samym momencie pada, wtedy wiem, że to bratnia dusza
Damy. Raz musiałam skorzystać z publicznej toalety. O boże! Ona pobiegła za mną. Tato powtarzał nam- tylko uważajcie.
Ten zapach prześladował mnie całą drogę.
Skórzana walizka upadła w błoto. Palę ostatniego papierosa, ona ją czyści.
Pyta się, czy zwariowałam.
Biegniemy, wsiadam do 10, choć to 18, A chciałam żeby to była 10, więc zobaczyłam 10, i dojechaliśmy na jakiś cholerny koniec miasta. Wracaliśmy taksówką. Kazała mi płacić za trasę.
Tego wymagam- niekończących się rozmów.
A kiedy płaciłam, to karta utknęła mi między siedzeniami. Taksówkarz mówi - dobrze, niech panie wysiadają. Nie muszą panie płacić.
Bo my tam przewracaliśmy siedzenia i wycieraczki. Ja machałam kartą i opowiadałam o świętych miejscach. I tak wyleciała z rąk. W końcu ona ją znalazła.
Na siedzeniu kierowcy!
Ale powiedziała, że nie zapłacimy. Ha! I on powiedział, że my - to wariatki.
I że nie chce naszej forsy.
Okej. Okej. Nie to nie.
Pytam się mojego brata, czy będzie z nami oglądał film.
Następnego dnia słyszę zarzut- czemu go nie zaprosiliście?
- on nie chciał, przysięgam( i przykładam rękę do serca)
To był film filozoficzny, on nie chciał tych bredni, tato.
- No tak, co on miał robić wśród dwóch filozofek.
Gha! Zaśmiałyśmy się diabolicznymi śmiechami. Gardłowymi.
Przegadałyśmy o tym filmie noc.
[ Dodano: 2017-02-17, 21:04 ]
Noc i jeden dzień.
My idziemy i rozmawiamy o Kancie(tak, tym Kancie).
Wymachujemy.
Ona mnie popycha. W śnieg. Wszyscy się do nas uśmiechają. Jemy lody zimą, idziemy tyłem, bo wiatr.
I to jest przyjaźń.
_________________
W miękkim futrze kota