Próbowałam, raz jedyny i nigdy więcej.
To długa historia, może nie powinnam jej nawet tutaj rozpisywać. Z dragami kontakt mam na codzień od paru ładnych lat, oczywiście nie osobiście, jednak bardzo blisko. Poznałam chłopaka, który długi, długi czas był tylko i wyłącznie kolegą. Prosił mnie czasem o pożyczki, ja nie pytałam dlaczego i po co, nie były to duże sume, z czasem zawsze oddawał zresztą. Ale kiedyś tam , przy bardzo szczerej rozmowie opowiedział mi o tym, że ćpa, przez głupotę zresztą - zafascynowany Ryśkiem Riedlem. Zatkało mnie, tym bardziej, że przez tak długi okres czasu pomagałam mu finansować narkotyki. Postanowiłam coś zrobić, powiedziałam o tym Jego najbliższym, wysłaliśmy go na detox w to lato, dopiero, ale zawsze, w końcu to odtruwanie. I co z tego? Wrócił, wszystko było w porządku, nie brał, dobrze nam się układało, bo w między czasie zakochałam się, jak głupia gęś. Aż do czasu. W listopadzie wszystko zaczęło się od nowa i w listopadzie, kiedy byłam już tak bezsilna, wzięłam, właściwie wbiłam sobie. Pomyślałam, że to jeśli nie powinnam tego robić, coś z góry ześle mi jakiś znak, tak jak w przypadku żon/dziewczyn słynnych narkomanów. Nic się jednak nie zdarzyło. Nic. Ale to dobrze, bo przecież ich mężczyźni z czasem umierali od przedawkowania. Ja czując to na własnej skórze, tym bardziej chcę mu pomóc. Jest ciężko, ale czuję wsparcie, nawet od zwykłych ludzi, widzę że nasze społeczeństwo się zmienia i zaczyna traktować to jako chorobę, jako błąd. Nie jako coś na co człowiek sam musi być skazany.
Nie wiem czy powinnam się tym dzielić, naprawdę. Być może część z Was mnie wyśmieje, część nie poprze moich decyzji. Ale być może ktoś przeczyta to i weźmie do siebie jako swojego rodzaju naukę. I o miłości bezgranicznej i o narkotykach.