Dwa czy trzy lata wstecz wybierałam narty, próbowałam raz jeździć na desce, ale bez instruktora i ledwo co wstawałam, to znowu leżałam na ziemi i miałam kilka siniaków oraz ogromnego krwiaka na tyłku. Przeogromnego.
W zimę 2011 wybrałam snowboard i strasznie się w to wkręciłam! Byłam na obozie snowboardowo-narciarskim i jako jedna z trzech osób uczyłam się jeździć na desce, reszta albo narty, albo zaawansowana:) Miałam świetną instruktorkę, z którą się zaprzyjaźniłam i nauka stała się przyjemnością, nie miała za dużo osób do ogarnięcia, także fajnie, bo poprawiała moje błędy i takie tam. Po jakimś tygodniu już normalnie zjeżdżałam z wysokich gór, chociaż bałam się tych stromych, bo raz pomyliłam stronę stoku i pojechałam tą czerwoną
Przekoziołkowałam dobre kilka metrów i oczywiście miałam obszorowaną twarz + walnęłam się deską w głowę + rozwaliłam zapięcie w snowboardzie:D Wzięty z wypożyczalni, więc już był trochę zjechany.
Cytat:
A ktoś wcześniej pisał że na nartach się nie można połamać. Oj można, ja dziękuję Bogu, że się nie wyłamałem i mam nadzieję że nie wyłamię. Jak już się wywalę (z 4-5 razy na sezon), to ze 2 z tych upadków są takie że nie wiem co się dzieje, a po długim bezwładnym koziołkowaniu i hamowaniu zębami sprawdzam czy wszystko mam na miejscu.
Potwierdzam. Jeszcze jak jeździłam na nartach, miałam kilka takich upadków, że leżałam po nich dłuższą chwilę i musiałam ogarnąć w głowie co się dzieje. Później jeszcze było trzeba poszukać nart, które mi się poodpinały i nie wiadomo gdzie spadły.
Tak wnioskuję po sobie, że upadki na nartach bywają bardziej niebezpieczne.
_________________
Go away go away
You fill my headspace
With evil thoughts unkind