Oj, nie, nie, nie, powoli. Temat się dopiero rozwija, nie wyciągajmy więc pochopnych wniosków.
Miałam okazję być, że tak powiem, również i po drugiej stronie szpicruty. Jednak uległość mnie nudziła; może dlatego, że nie w sumie nie spotkałam faceta na tyle silnego, abym mu uwierzyła, że jest mnie w stanie zdominować. A to w sumie jest tu najważniejsze, aby Pani/Pan potrafili sprawić, że osoba uległa uwierzy w swoją niższością.
Lubię natomiast dominację, sądzę, że to jest właśnie to. Swojego czasu była to ta forma skrajna bardzo; mimo tego nigdy nie kreowałam się na kobietę, która jedynie fizycznością dominowałaby faceta, trenowała go karami. Nie, takie zachowanie, opierające relacje jedynie na wymachiwaniu pejczem jest dla mnie tępe i pozbawione finezji.
Opętać umysł mężczyzny, swoimi ruchami, głosem zniewolić go, skłonić, aby był uległy - nagradzać, wychowywać, a za nieposłuszeństwo karać; i nie jest powiedziane, że ma to być kara fizyczna. Najlepsze jest odebranie przyjemności. Albo danie mu jej skrawka, próbki - a później zaprzestanie działań, aby wiedział, co właśnie stracił.