Z mamą mam kontakt świetny, to takie relacje bardziej partnerskie, od dawna nie stara się mnie wychowywać. Jeszcze dwa lata temu traktowała mnie trochę jak głupią nastolatkę, chociaż nigdy nie sprawiałam większych problemów. Teraz kiedy mówię, że jadę tam i tam, nie pyta po co i z kim, tylko na jak długo. Ufa mi i to jest chyba podstawą naszych dobrych relacji. Wiem, że jak wyjadę na studia nie będzie jej łatwo, zawsze byłyśmy we dwie, jeździłyśmy razem na wycieczki, do kina, na zakupy. Mi też będzie jakoś dziwnie.
Z tatą kontakt ogranicza się do telefonów co jakiś czas, najpierw krótkie relacje z tego co tam u mnie, ostatnio głównie na temat matury, wyników matury, studiów. A potem niezręczna cisza, prowokująco milczę nawet gdy mam coś do powiedzenia, w końcu to on dzwoni, w sumie nawet nie wiem po co, niech się stara. Potem zawsze mówi, że zadzwoni danego dnia, ale nigdy tego dnia nie dzwoni. Standard. Gdy widzę, że dzwoni, uśmiecham się ironicznie i wzdycham. Chciałby mieć ze mną dobry kontakt, ale nie umie dotrzymywać słowa. Gdyby naprawdę chciał to by pewnie umiał, nie wiem, w sumie to mnie mało obchodzi. Jest jak jest. A we mnie nie ma złości.