Byłam wegetarianką. Nie z obrzydzenia do mięsa, ale miłości do zwierząt. Trwało to dwa lata, o skończeniu z tym zdecydowałam dokładnie 16 lipca 2007 r. Zatarło mi się w pamięć, bo wracałam wtedy z wakacji i przez kilka godzin rozmyślałam nad wszystkimi plusami i minusami mojego trybu życia. Jedyną obawą było to, że gdy zjem mięso dostanę odruchu wymiotnego- czyli tak, jak było do tej pory, gdy chociaż pomyślałam, że mogłabym je zjeść.
Wegetarianizm to nic złego, jeśli potrafi się zadbać o swoje zdrowie i dietę. Trzeba naprawdę uważać na to, co się spożywa. Ja niestety nie potrafiłam tknąć sojowych 'kotletów'... Wiecznie byłam głodna, tyłam.
Jeśli chodzi o stronę moralną to długi czas po zerwaniu z wegetarianizmem męczyło mnie to. Bo choć tak nas natura stworzyła, to żyjemy teraz przecież w innych czasach. Idziemy do sklepu, gdzie czeka na nas masa nie-mięsnych produktów. Jednak niektórych gatunków zwierząt w ogóle by się nie hodowało, gdyby nie były spożywane. Bo po co hodować np. świnie i króliki? Dla skóry? Raczej nie. Futra z królika bym nie założyła, a świnie głównie hoduje się dla mięsa. I w zasadzie byłoby okrucieństwem zabijać zwierzęta tylko dla skóry, którą można zaakceptować jeśli jest po prostu pozostałością.
Wniosek z tego taki, że kto chce jeść mięso niech je, kto nie chce, niech nie je. Wegetarianizm nie igra z naturą, mięsożerność nikogo nie krzywdzi.
_________________
Połowa ludzkości nie istnieje; jej życie- to żart, dążenia naiwne, uczucia przelotne, poglądy śmieszne.